Kto bierze udział w budowaniu jakiegoś dobrego dzieła związanego z Kościołem musi się liczyć z tym, że szybko trafi na tzw. hejterów. Przekonali się o tym pasjoniści z Białołęki.
Zadzwonił do mnie niedawno kolega, zwracając uwagę na przypadek franciszkanów z Rychwałdu w Beskidzie. Zakonnicy zbierają na nową sukienką dla Matki Bożej z cudownego obrazu czczonego w tamtejszym sanktuarium. Robią to także za pomocą Facebooka. Bardzo szybko doczekali się zalewu nieprzychylnych komentarzy. Można je sprowadzić do jednej kategorii: zachłanni "katole" znowu wyciągają pieniądze od naiwnych. Antyklerykalni hejterzy sparaliżowali dobrą akcję. Ferment przez nich wywołany szybko podchwycił jeden z dzienników. W zakonie pojawiły się nerwowe pytania: co w takim razie robić? Może trzeba się wycofać, żeby sprawa przycichła? Tą sytuacją mój kolega zilustrował agresywność współczesnej lewicy antyklerykalnej.
Nie zdążyłem jeszcze dobrze się zastanowić, jak powinni zareagować w tej sytuacji franciszkanie z Rychwałdu, gdy podobna sytuacja nastąpiła w Warszawie. Tym razem ofiarą antykościelnych "hejterów" padli pasjoniści z Białołęki, którzy razem z wiernymi budują tam kościół i ośrodek dla młodzieży. Wsparcia dla tej inicjatywy szukają różnymi drogami, także na Facebooku. Ich również dopadła fala agresywnych i wulgarnych komentarzy. Stało się to, gdy licytowali cegłę z rodzinnego domu św. Jana Pawła II w Wadowicach. Została sprzedana za 650 zł, które oczywiście trafią na potrzeby budowy centrum dla młodzieży. W efekcie internetowej nagonki zwycięzca licytacji wycofał się z kupna tej cegły - "cegiełki".
Nie jestem żadnym pesymistą. Staram się być natomiast realistą. Wydaje mi się, że te dwie sytuacje oddają atmosferę, w jakiej katolicy będą istnieć w przestrzeni publicznej przez przynajmniej następne ładne kilka lat. Dlatego nie ma się co dziwić takiej atmosferze. Nie ma się co również jej bać. Lepiej przyjmować ją jako fakt i zakładać już na początku określonych działań.
Dwie opisane sytuacje pokazują jeszcze jedną rzecz. Antyklerykałowie i lewicowi hucpiarze popadają w sprzeczności i sami zaprzeczają sobie. W dodatku depczą wolność człowieka, którą tak chętnie hołubią w swoich deklaracjach odnośnie świeckiego państwa etc.
Przy jakichkolwiek dotacjach dla Kościoła ze środków publicznych można od nich usłyszeć, że "kler jeśli chce wyciągać rękę, niech to robi do wiernych, a nie do wszystkich...". Gdy tak się jednak dzieje, to też wywołuje ich furię. A prawda jest taka, że jeśli ktoś chce, to może sobie kupić nawet tonę różnych cegieł i tonę różnych pustaków. Wydaje na to własne pieniądze i może to robić z różnych powodów. Wynika to m.in. z ludzkiej wolności. Nie porównuję zbyt łatwo współczesnych lewaków do komunistów z PRL, ale zawsze w takich sytuacjach przychodzi mi na myśl tylko jeden komentarz. Powiedzenie legendarnego przemyskiego biskupa Ignacego Tokarczuka o jadącej dalej karawanie.