Chce zlikwidować Tęczę i przywrócić do pracy prof. Bogdana Chazana. Na plakacie zestawił wizerunek Hanny Gronkiewicz-Waltz ze zdjęciem rozszarpanego w wyniku aborcji dziecka. Z Mariuszem Dzierżawskim, kandydatem komitetu "Warszawa dla rodziny" na prezydenta Warszawy, rozmawia Tomasz Gołąb.
O jakiej Warszawie Pan marzy?
O Warszawie, w której wszyscy ludzie będą traktowani po ludzku. W której władze nie będą obłudne, sugerując, że wszystkich kochają, a później maltretując tych słabszych. Chciałbym, by Warszawa była miastem, w którym pl. Zbawiciela jest wolny od symbolu dewiantów. Miastem, w którym ludzi traktuje się przyzwoicie, a szkoły wychowują zgodnie z systemem wartości rodziców. Chciałbym wreszcie żyć w mieście mniej zbiurokratyzowanym, w którym sprawy ludzkie są załatwiane szybciej i z większą troską.
Pierwsza Pana decyzja w fotelu prezydenta Warszawy to likwidacja Tęczy. A drugi?
Przywrócenie do pracy prof. Bogdana Chazana.
Czego jeszcze mogą oczekiwać mieszkańcy stolicy po programie "Warszawa dla rodziny"?
Chciałbym, żeby rodzice nie czuli się przymuszani ekonomicznie do oddawania dzieci do żłobków. Ale też w sytuacji, gdy z jednej pensji trudno im utrzymać rodzinę - by mieli możliwość skorzystania z takiej okazji. Wyjściem może być bon przedszkolny, który można wydać na wybraną przez siebie placówkę, ale też samemu skorzystać z tych pieniędzy, gdy mama lub babcia zdecydują się pozostać z dzieckiem w domu. Jestem też zwolennikiem jak najszerszej prywatyzacji mieszkań miejskich i lokali użytkowych. Trzeba przekazywać własność w ręce warszawiaków. Jako prezydent miasta zdecydowałbym również o obcięciu dotacji dla zbędnych inwestycji, na przykład Muzeum Sztuki Współczesnej.
Co Pan zrobi, jeśli w drugiej turze przyjdzie się zmierzyć Hannie Gronkiewicz-Waltz z Piotrem Guziałem, który przeciwko Tęczy nic nie ma? Kogo Pan poprze?
Nikogo. „Tęczowych” kandydatów jest spora grupa. Nie zamierzam popierać nikogo, kto niszczy naszą cywilizację. Konserwatyści i chadecy na Zachodzie wybierali „mniejsze zło” i widzimy, dokąd zaszli. W Polsce również obserwujemy ten syndrom. Myślę, że przypadek p. Gronkiewicz-Walz jest ilustracją niebezpieczeństwa, które grozi Polsce: zobojętnienia na sprawy najważniejsze. Na plakatach obecnej prezydent widzimy hasło: „Wszyscy tworzymy Warszawę”. Więc ja pytam: dzieci podejrzane o niepełnosprawność, które można zabić w łonie matki, też?