Teatr Powszechny próbuje odczytać dzieła klasyki poprzez doświadczenia naszej epoki. Zapowiada się więc interesująco.
Początek sezonu w Teatrze Powszechnym, za jaki możemy przyjąć premierę "Wojny i pokoju” nie rozczarował. Sezon artystyczny 2014/2015 na pewno nie zapowiada nudy, choć niewykluczone, że w niektórych przypadkach może budzić kontrowersje, podobnie jak "Wojna i pokój” w reżyserii Marcina Libera, która wprawdzie nawiązuje do słynnej powieści Tołstoja, ale stanowi raczej jej antytezę, przynajmniej w sposobie portretowania bohaterów. I oczywiście z pełną świadomością celu.
Nowy dyrektor Teatru Powszechnego, Paweł Łysak deklaruje kontynuację linii programowej swego wielkiego poprzednika jakim był Zygmunt Hubner cytując jego słowa: "Jestem zwolennikiem teatru, który się wtrąca. Który wtrąca się do polityki, do życia społecznego i do najbardziej intymnych spraw ludzkich. Teatru, który ma własne zdanie, otwarcie je wypowiada i stara się go bronić”. Jest to więc zamysł ambitny ale i odpowiedzialny. Każdy bowiem spektakl jaki pojawi się na deskach Powszechnego będzie musiał się obronić. Swoją formą, swoim przesłaniem, a to już nie będzie takie proste. Jedno jest pewne ,nie poczują się tu wygodnie ci, którzy chcą, aby teatr zapewnił im święty spokój ,nie jątrzył, nie budził wyrzutów sumienia, nie wywoływał poczucia winy. Ale sztuka która usypia nie służy człowiekowi.
Teatr Powszechny zaplanował cykl bloków tematycznych. Pierwszy z nich "O co się zabijać? Wojna. Pokój. Ukraina” dotyka pulsu politycznego naszych czasów. Nawiązuje do najbardziej newralgicznych punktów zapalnych takich jak Ukraina właśnie. Pierwszy spektakl tego cyklu to "Dzienniki Majdanu” drugi „Wojna i pokój” potraktowana jako wielkie ostrzeżenie. Blok drugi to "Człowiek człowiekowi szczurem” z interesującą premierą w reżyserii Mai Kleczewskiej według sztuki Gerharta Hauptmanna "Szczury” to po "Wojnie i pokoju” druga pozycja z klasyki, którą, jak się okazuje, można odczytywać na nowo, i która nie straciła nic ze swego ostrza. Wreszcie blok trzeci "Tożsamość Warszawy” i w ramach tego cyklu obejrzymy spektakl według "Lalki” Prusa. Co ciekawe, że problematyka "Lalki” zainteresowała wcześniej Olgę Tokarczuk, która tej powieści poświęciła duży esej. Poprzez podejmowane na kanwie głównego wątku "Lalki” problemy, mamy szansę skonfrontować co dla nas dziś oznaczają takie pojęcia jak kapitalizm czy gospodarka rynkowa.
I ostatni cykl o roboczym tytule "My ,Panowie szlachta”, którego koronnym spektaklem będzie "Fantazy” Słowackiego. Poczynając od "Wojny i pokoju” po Słowackiego odczytujemy wyraźną linię programową teatru: to próba odczytania dzieł klasyki poprzez doświadczenia naszej epoki, stworzenie nowego kontekstu literackiego dla potrzeb współczesnej sceny. Zapowiada się więc interesująco.
Dla widzów przywiązanych do tradycji odczytanie dzieła, choćby Tołstoja, może być szokujące. Jeśli jednak rozpoznamy przesłanie sztuki, doszukamy się w niej przyczyny imperialnej polityki Rosji, tak niegdyś, jak dziś. Pycha i przekonanie o wiodącej roli "Wielkiej Rusi” w polityce europejskiej zepchnęło wiele narodów na margines egzystencji, inne wciągnęły w zaborczą wojnę. Całe wieki tradycji kulturowej Rosji nie uchroniły nas przed dominacją jej władców, wypaczyły też na lata mentalność rosyjskich elit.
To co stanowi o ciągłości Teatru Powszechnego, co łączy przeszłość dokonań tej sceny z nową koncepcją dyrekcji Pawła Łysaka, to zespół aktorski, który uczestniczy w nowych przedsięwzięciach artystycznych. Wystarczy wymienić obsadę "Wojny i pokoju” z Mariuszem Benoit, Anną Moskal, Katarzyną Marią Zielińską, Andrzejem Mastalerzem czy Piotrem Ligienzą, ze Sławomirem Packiem, a z kształtu spektaklu wynika, że zespół znalazł porozumienie z reżyserem, znanym z eksperymentów Marcinem Liberą (choć nie obyło się bez początkowych konfliktów). Odważnym pomysłem jest niekonwencjonalna interpretacja roli Nataszy Rostowej granej gościnnie przez Joannę Drozdę.