Gorszący konflikt ks. Lemańskiego z własnym biskupem zdaje się nie mieć końca. Kapłan zapowiada kolejny list do Watykanu...
Rzecznik kurii warszawsko-praskiej upublicznił dziś decyzję watykańskiej Kongregacji ds. Duchowieństwa, która uznaje za zasadną i podtrzymuje karę suspensy, jaką w sierpniu ub.r. na ks. Wojciecha Lemańskiego nałożył abp Henryk Hoser. W ciągu dwóch lat były proboszcz z Jasienicy otrzymał pięć kar kanonicznych, były spotkania i rozmowy w kurii... Sprawę jasienickiego proboszcza w Watykanie znają już dobrze, bo od każdej decyzji swojego biskupa kapłan wnosił odwołanie. Zapowiada je również teraz.
Zanosi się więc na kolejną wymianę zdań, listów, komunikatów, które media będą komentowały przez wiele tygodni. Najczęściej w duchu wojny biskupa z podległym mu kapłanem. Tymczasem tym, czego tej sprawie najbardziej potrzeba, to cisza, czas i dystans. Tylko w ten sposób może uda się przerwać narastający spór, który jest zgorszeniem nie tylko w diecezji warszawsko-praskiej.
Wolałabym więc, żeby komunikatu w sprawie ks. Lemańskiego nie było i żeby w tej kwestii zapadła uzdrawiająca cisza. Bo akcja rodzi reakcję, a ks. Lemański od początku konfliktu umiejętnie rozgrywa go medialnie. Wprawdzie oficjalnie ma zakaz wypowiadania się w mediach, mówi za to ustami powołanego przez siebie pełnomocnika, pojawia się tu i ówdzie. Czasami wymknie mu się coś w stronę dziennikarzy, a ci chętnie zacytują, podtrzymując „atrakcyjny” temat niesubordynacji kapłana.
Dla wierzących nieposłuszeństwo własnemu biskupowi, chęć udowodnienia za wszelką cenę swojej racji, pycha, słowne przepychanki są po prostu smutne i wstydliwe. Przykro mi, że takie rzeczy dzieją się w moim Kościele, bo są antyświadectwem.