Po rządach kilku następców Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka papieżem zostaje... kobieta. Czy sztuka kontrowersyjnej dramaturg Esther Vilar na deskach Teatru Ateneum może oburzać?
Na scenie stoi plastikowy, obrotowy fotel. To tron papieski. Poprzedni sprzedano na aukcji, podobnie jak inne symbole papiestwa. Po kilku pontyfikatach po Janie Pawle II papieżem zostaje kobieta. Mocne światła oślepiają Teresę Budzisz-Krzyżanowską, która wciela się w rolę "papieżycy". Jej monodram zainscenizowano w studiu telewizyjnym: właśnie przeprowadzany jest wywiad z mającą objąć papieski tron kobietą. Ubrana na czarno, z niewielkim krzyżykiem na piersiach, nie wygląda jak papież. Ale tak wyobraziła ją sobie Esther Vilar, kontrowersyjna niemiecka autorka, która swoją twórczością narażała się w równej mierze katolikom, co feministkom. Wodze fantazji autorki puszczone zostały w pogoń za legendą, wedle której jeden z papieży ok. 820 r. miał okazać się niewiastą, Joanną. Przekaz ten wykorzystywano często w środowiskach nieprzychylnych papiestwu jako świadectwo zepsucia i niewiarygodności urzędu papieskiego oraz głupoty dostojników kościelnych. Tym razem jednak "papieżyca" ma przynieść Kościołowi odnowę, bowiem wierni już dawno opuścili świątynie, a autorytet papieski przepadł bez echa. Amerykanka, Joanna Druga ma przywrócić Kościołowi... wielkość.
- Nie wiem, czy to bardziej rekolekcje, czy obrazoburstwo - przyznaje Teresa Budzisz-Krzyżanowska, o której reżyser Edward Wojtaszek mówi wprost: "papieżyca" polskiego teatru.
Monodram to kilometry tekstu, z którym uporać się musi aktorka. Sztuka w przekładzie Karoliny Bikont musiała być zresztą uzupełniona i uwspółcześniona. Pierwotnie jej akcja toczyła się w 2014 r., ale autorce zabrakło wyobraźni, by pontyfikat Jana Pawła II uczynić tak długim. Teraz zatem mamy rok 2040, a papieża wyłania się w demokratycznych wyborach.
Reżyser ma świadomość, że temat sztuki jest kontrowersyjny, a nad Wisłą może nawet zostać odebrany jako obrazoburczy. Zwłaszcza po wyczynach paryskiego "Charlie Hebdo". - Ale uważam, że nawet u nas taki eksperyment myślowy jest na miejscu. Nie myślę jednak nikogo przekonywać. Ci, którzy przyjdą do teatru z gotowymi konceptami, pewnie wyjdą stąd umocnieni w nich - mówi Edward Wojtaszek. - To tekst, który skłania do myślenia. Teatr powinien taki być - dodaje.