„Sezamie” otwórz się

Tę rozbiórkę zapowiadano od lat. Przeciągała się. Papiery kompletowano. W końcu słowo ciałem się stało, a dom towarowy „Sezam” - kupą gruzów.

Iluż nieszczęśników patrząc na stolicę konstatowało: „to już nie jest moja Warszawa”. Tu pokolenia traciły punkty odniesień. Tu lepsze zawsze było wrogiem dobrego a kapitał nie miał względu na tradycję.

Niestałość jest jedną z nadrzędnych cech charakteryzujących stolicę. Choć każde miasto pozostaje w ruchu, każde rozwija się i przemienia to w Warszawie stałość dotyczy niemal wyłącznie nazwy i położenia nad Wisłą.

Tę rozbiórkę zapowiadano od lat. Przeciągała się. Papiery kompletowano. W końcu słowo ciałem się stało a dom towarowy „Sezam” - kupą gruzów.

Choć obiekt należał do modernistycznych „koszmarków”, wpisał się w krajobraz śródmiejskiej miasta. Stał się centrum codziennych praktyk, zakupowych rytuałów. Był jednym z najważniejszych domów towarowych Warszawy. Mimo że niepiękny, mimo że mało funkcjonalny, a ceny też nie były konkurencyjne – to szkoda. Bo człowiek ma skłonność do przywiązań. A z „Sezamem” związanych było kilka pokoleń warszawian.

Budynek należał do tzw. „Ściany wschodniej”. Powstał jako ostatni jej element. Powstawał z mozołem, niemal deska po desce. Jak zaświadcza Polska Kronika Filmowa, w szranki z robotnikami stawały śniegi, słota, upał, wiatr – rodzimy kalendarz zdarzeń meteo. Wreszcie, po przeszło czterech latach budowę ukończono. Pierwsi klienci stawili się w sklepie 11 października 1969 r.

Jakościowo „Sezam” zdawał się odstawać od pozostałych domów towarowych „Ściany wschodniej” – Juniora, Warsa i Sawy. O ile tamte, przeszklone, sprawiały pozory lekkości a nocą wyglądały jak lampiony – o tyle sezam przypominał raczej bunkier, ciężki, niedostępny skarbiec – sezam w rzeczy samej. Budynek zaprojektowali Andrzej Sierakowski, Tadeusz Błażejewski, Jan Kopciowski i Roman Widera.

W ostatnich latach, kiedy inne przybytki handlu przeorganizowano na modłę zachodnią, „Sezam” pożeniony ze Społem, mimo bogactwa asortymentu, przypominał skansen kupiectwa.

W okresie schyłkowym część witryny od strony Marszałkowskiej wynajęła pewna malarka (a może tylko prowadząca galeryjkę?). Na witrynie pani wystawiała martwą naturę na płótnach. Zorganizowała też ciasny, nie-intymny kącik. I tak przesiadywała za szybą, będąc atrakcją dla przechodniów. Śledzono jej codzienne, nudnawe praktyki. Pani na drewnianym krześle czytała codzienną prasę, jadła kanapki, mieszała kawę, przeciągała się, ziewała, dreptała po opłaconych dwóch metrach kwadratowych.

Ta osobliwość płócien ożywianych gestami malarki już nie wróci. Podobnie jak kurczak z rożna, ciastka na wagę, sok z marchwi, dział samoobsługowy, ślusarz, totolotek, podręczniki, konfekcja męska, damska, zeszyty, ołówki, flamastry, mydlarnia, meblarnia, sprzęt RTV, AGD i cała masa bibelotów. Zaiste był „Sezam” skarbcem.

Od 1992 r. żył dom towarowy w symbiozie ze szklarnią najsłynniejszego fast-foodu. Wtedy to otwarto pierwszą w Polsce restaurację Mc Donald’s. W dniu otwarcia stawiło się ponoć 45 tysięcy głodomorów, co jest do dziś absolutnym światowym rekordem. I nie ma pewności, czy było to ssanie w żołądku, czy skutek przeszło półwiecznej wstrzemięźliwości od świata zachodniego. Sprawność obsługi wprawiała w zdumienie, restrykcyjne przepisy dotyczące świeżości produktów imponowały. Doszło nawet do tego, że w pobliskiej szkole podstawowej numer 38 zameldowała się swoista filia Mc Donalda. Na przerwach małoletni mogli składać zamówienia. W zamian otrzymywali stosowne żetony. Na przerwie śniadaniowej wymieniali je na hamburgery. To być może jedyna podstawówka w kraju, w której zamiast kanapek z pasztetem uczniowie otwierali mczestawy. Dziś raczej nie do pomyślenia.

Szklana przybudówka restauracji też zniknie. Wkrótce rozpocznie się budowa nowoczesnego przybytku handlu, usług i biznesu – „Centrum Marszałkowska”. Gmach będzie większy niż „Sezam”, nowocześniejszy i co najważniejsze, bardziej dochodowy.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: