W finale na Stadionie Narodowym Legia Warszawa pokonała Lecha Poznań 2:1.
Jeśli chodzi o oprawę, to było to widowisko na europejską miarę. Nieco ponad 45 tys. widzów, piękna oprawa przygotowana przez kibiców obu drużyn, 22 kamery telewizji Polsat, które pokazywały mecz finału Pucharu Polski. Sam mecz nie był porywający, ale nie można było też narzekać na nudę. Najważniejsze, że padły bramki.
Strzelali tylko piłkarze Legii. Najpierw w 20. minucie po dośrodkowaniu piłkarza Lech, głową niefortunnie interweniował Tomasz Jodłowiec i było 1:0 dla Lecha. Dziesięć minut później piłkarz warszawskiej Legii zrehabilitował się w pełni. Po rzucie rożnym piłka spadła mu pod nogi i wyrównał wynik meczu. Remis do przerwy wydawał się sprawiedliwy. Obie drużyny starały się atakować i stwarzać bramkowe okazje.
Po przerwie szybciej odnalazła się na boisku Legia. Po 10 minutach gry w drugiej części Legia wyszła na prowadzenie. Bramka znowu padła po stałym fragmencie gry. Po rzucie rożnym, zza pola karnego, z woleja uderzał Tomasz Brzyski. Napastnik Marek Saganowski dołożył tylko nogę, pakując piłkę do siatki.
Drużyna z Poznania robiła, co mogła, nie zdołała jednak doprowadzić do dogrywki. W dodatku kończyła mecz w dziesiątkę, bo na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu czerwoną kartkę (druga żółta za brutalny faul) otrzymał obrońca Douglas.