Piłkarze Sevilli pokonali Dnipro Dniepropietrowsk 3:2 w finale Ligi Europejskiej na Stadionie Narodowym w Warszawie. Tym samym na murawie, trybunach i cały wieczór na ulicach stolicy dominował kolor czerwony.
Radość kibiców Sevilli po wygranym meczu na Stadionie Narodowym Jakub Szymczuk /Foto Gość Od rana na ulicach w centrum Warszawy roiło się od kibiców obu zespołów. Ubrani na czerwono Hiszpanie bardziej rzucali się w oczy, byli też głośniejsi.
Organizatorzy jako miejsce spotkania fanów Sevilli wyznaczyli ulicę Francuską na Saskiej Kępie w pobliżu Stadionu Narodowego. W środę po południu zaroiło się tam od koszulek w klubowych barwach. Ok. godz. 16 zgromadziło się tam około dwóch tysięcy osób.
Ulica przypominała Strefę Kibica, której początek wyznaczał... czerwony - jakby mogło być inaczej - autobus, na co dzień wykorzystywany do obsługi warszawskiej linii turystycznej. Z głośników płynęły głośne hiszpańskie rytmy, a kibice "rozgrzewali się" piwem.
"Hiszpańska muzyka, dobre piwo, świetne towarzystwo ludzi, których łączy jeden cel - puchar dla Sevilli" - podkreślił jeden z kibiców-turystów ubrany w koszulkę upamiętniającą ubiegłoroczny finał Ligi Europejskiej, także wygrany przez ekipę z Andaluzji.
Wśród sympatyków Sevilli byli i tacy, który założyli koszulki z numerem 4 i nazwiskiem Grzegorza Krychowiaka.
"Jest jednym z Sevillistas, jednym z nas. Szybko wkomponował się w zespół, a na boisku haruje niczym... hiszpański byk. Mamy do niego wiele szacunku. A dziś liczymy też, że dzięki niemu naszą drużynę wspierać będą polscy kibice. Przecież my też jesteśmy biało-czerwoni" - powiedział PAP 31-letni Carlos.
Spotkanie poprzedziła niespełna 15-minutowa ceremonia otwarcia. Rozpoczęła ją prezentacja trofeum, którego dokonał Jerzy Dudek. Były bramkarz reprezentacji Polski, bohater finału Ligi Mistrzów sprzed 10 lat w barwach Liverpoolu został wyznaczony przez UEFA na ambasadora meczu w Warszawie.
Później na murawę wbiegła młodzież z flagami obu zespołów. Efektowny pokaz z kartonami zakończyło ułożenie na środku boisku wzoru symbolizującego Stadion Narodowy. Gdy sędziowie i zawodnicy w tunelu czekali już na wyjście, spod kopuły obiektu spuszczone zostały olbrzymie flagi obu klubów, a pod telebimami zawisła makieta pucharu, o który walkę za moment mieli rozpocząć piłkarze.
Zanim angielski arbiter Martin Atkinson gwizdnął po raz pierwszy siłę swoich gardeł zaprezentowali sympatycy obu zespołów. Najpierw hiszpańskie rytmy dało się słyszeć z sektorów zajmowanych przez ubranych na czerwono kibiców hiszpańskich. W odpowiedzi chóralne "Dnipro, Dnipro" dobiegło z przeciwległej strony trybun.
Niemal równo z początkiem gry do groźnego zdarzenia doszło na trybunie prasowej. Jeden z ponad 500 przedstawicieli mediów potknął się i zsunął się z impetem po plastikowej osłonie okablowania, przypominającej tory najazdowe skoczków narciarskich. Przeleciał w ten sposób około 20 metrów, ale nie doznał poważniejszych obrażeń. Służby medyczne opatrzyły mu tylko głowę.
Na trybunach pierwsi powody do radości mieli goście z Ukrainy. Już w siódmej minucie Chorwat Nikola Kalinic strzałem głową sfinalizował szybką akcję Dnipro. Ten zimny prysznic zmroził też fanów klubu z Andaluzji, którzy na dłuższą chwilę zamilkli. Z letargu wyrwał ich Grzegorz Krychowiak, który w 24. minucie był bliski wyrównania. Sztuka ta udała mu się cztery minuty później, kiedy w zamieszaniu po rzucie rożnym pokonał Denysa Bojkę.
Polski piłkarz zginął w objęciach kolegów, a po chwili zaczął zagrzewać kibiców do jeszcze większego wsparcia. Ci odpowiedzieli chóralnym "Sevilla campeon, campeon", jakby przeczuwali, co wkrótce się zdarzy. Minęły kolejne cztery minuty i obrońcy trofeum już prowadzili, gdy sytuację sam na sam z bramkarzem wykorzystał ich najlepszy strzelec Kolumbijczyk Carlos Bacca.
W 44. minucie na trybunach znowu bardziej widoczne były niebiesko-żółte barwy ukraińskie, gdyż Rusłan Rotan kapitalnie, jak na ... kapitana przystało, wykonał rzut wolny.
Schodzących na przerwę do szatni piłkarzy żegnały brawa i trudno się dziwić, że 50 tys. kibiców było usatysfakcjonowanych. Cztery gole w finale LE padły ostatnio w 2007 roku, także z udziałem Sevilli.
W drugiej połowie emocji było nieco mniej, stąd i na trybunach ciszej. Rozstrzygnięcie nastąpiło w 73. minucie, kiedy po raz drugi tego wieczora na listę strzelców wpisał się Bacca. Kolumbijczyk przeskoczył przez bandy reklamowe i pobiegł się cieszyć z kibicami, a na boisko wrócił po chwili otulony flagą narodową swojej ojczyzny.
W końcówce w pewnym momencie na boisko przewrócił się nieatakowany przez przeciwnika brazylijski piłkarz Dnipro Matheus. Sztab medyczny ekipy ukraińskiej błyskawicznie znalazł się przy nim, po chwili dotarli także sanitariusze. Zawodnicy obu drużyn wyglądali na mocno przestraszonych, ktoś pokazywał, że chodzi o serce, a na trybunach zapanowała złowieszcza cisza. Po chwili rozległy się z kolei gromkie brawa, a piłkarz na noszach został zniesiony z boiska.
Gra nie trwała już długo, wynik się nie zmienił. Po ostatnim gwizdku sędziego stadion jakby podzielił się na pół. Jedni, także zawodnicy, płakali z rozpaczy, inni - ze szczęścia. Piłkarze Sevilli po wykonaniu tańca radości ruszyli w stronę swoich kibiców, by podziękować im za pokonanie 3,3 tys. kilometrów i wsparcie na Narodowym. Krychowiak, jeden z bohaterów finału, otrzymał od kogoś biało-czerwoną flagę.
A na stadionowym telebimie wyświetlono proces grawerowania na 15-kilogramowym trofeum nazwy triumfatora. Gdy puchar był już gotowy, rozpoczęła się ceremonia wręczania medali. Najpierw odebrali je arbitrzy, później pokonani, wreszcie przyszedł czas na zwycięzców. Na honorową trybunę wprowadził ich trener Unai Emery, Krychowiak "przybił piątkę" i mocno się wyściskał z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem. Kulminacją wieczoru było przekazanie nagrody dla triumfatora Ligi Europejskiej.
O godz. 22.48 mający 65 cm srebrny puchar znalazł się w rękach piłkarzy, a w górę poleciało czerwono-białe konfetti. Po chwili z głośników popłynął klubowy hymn Sevilli, który odśpiewało też ok. 10 tysięcy ich fanów. Hiszpańskiej fiesta w Warszawie trwała w najlepsze...