Pełno tu walizek, aparatów, rowerów. Czasem jedyną radą, jaką mogą dać pracownicy Biura Rzeczy Znalezionych jest… modlitwa do św. Antoniego.
Półki Biura Rzeczy Znalezionych kryją wszystko, co można tylko zgubić: od sztucznej szczęki, po parasole, laptopy, a nawet wózek inwalidzki, czy kij bejsbolowy. Są też: noże, mnóstwo dziecięcych maskotek, smoczek, flaga Unii Europejskiej, ślubny garnitur z koszulą (chyba ktoś się rozmyślił, bo wygląda na nieużywany). Do tego mnóstwo walizek, komórek, ubrań. Zostawione w hotelach, pociągach, sklepach…
Na ul. Dzielną 15 trafiają zagubione klucze i dokumenty. Tych drugich jest 1,5 tysiąca. Sporo... Czasem w odnoszonych tu portfelach trafi się obrazek świętego, różaniec, medalik. Te trafiają później do pobliskiego kościoła św. Augustyna.
- Dorośli cieszą się, jak dzieci, gdy znajdą u nas swoją zgubę - mówi szefowa biura, Beata Kamińska.
W podziemiach stoi kilkadziesiąt rowerów, a nawet skuter… z 68 kilometrami na liczniku. Nowiuśki.
- Trafia do nas coraz więcej przedmiotów. Coraz więcej osób prywatnych zdaje sobie sprawę, że nieoddanie w ciągu 10 dni na przykład telefonu komórkowego skutkuje oskarżeniem o kradzież. Ale mam wrażenie, że jako społeczeństwo jesteśmy też uczciwsi. W jednym ze sklepów przed Bożym Narodzeniem ktoś zostawił torbę z wielką sumą pieniędzy. Ją także przyniesiono do nas – mówi B. Kamińska, dodając, że ta praca uczy pokory. Zgubić można wszystko. Zgubić może każdy. Ona sama zostawiła kilka tygodni temu parasol w pociągu.