Idzie sobie wisielec, tuż obok niego ofiara wypadku samochodowego, a obok jakiś ociekający krwią wampir. Stolica klaszcze z uciechy.
"Uroczy to widok, urocze świętowanie. Setki, jeśli nie tysiące pasjonatów filmów grozy, przemaszerowało ulicami Warszawy. Po co? Żeby się bawić, pokazać swoje pasje i zaskakiwać. Każdy mógł dołączyć do Zombie Walk. Marsz łączył starszych i młodych, a zakończył się wspólnym biesiadowaniem". Tego typu opisy od soboty nie znikają z portali informacyjnych. Oto sympatyczny marsz pasjonatów przeszedł ulicami stolicy. I nawet dzieci świetnie się bawiły.
Czy naprawdę wszystkim podoba się wydarzenie, które (co wynika chociażby ze zdjęć zamieszczanych pod artykułami) było po prostu wstrętne i nie powinno się w miejscu publicznym, w czasie dnia, wydarzyć?
Oto idzie trup. Ocieka krwią. Wyje i słaniając się, udaje konwulsje. Dość sugestywnie. Poczucie estetyki zaczyna się burzyć. Mdli coraz bardziej, gdy spojrzymy na kolejnego trupa: jego twarz jest zielona i wypływa z niej maź nieokreślonego koloru. A jeszcze obok jakaś potworzyca w… ciąży. Wypchanej bądź prawdziwej. Niemniej, z dużego brzucha wystają… małe, zakrwawione rączki. A cała jej sukienka umazana jest w mazi krwiopodobnej. I tak dalej. I tym podobne.
Na taką zabawę urząd miejski od lat wydaje pozwolenie. Idą sobie więc trupy i inne postaci rodem z horroru. Idą środkiem miasta, w którym to (ciekawostka) mieszkają i przebywają nie tylko miłośnicy obrzydlistwa wszelkiego, ale również zwykli obywatele. Obywatele, których wrażliwość i poczucie estetyki, jeszcze nie zostały spaczone przez tzw. filmy grozy. Którzy mają szacunek do śmierci, którzy nie chcą się "nią bawić" - jak zachęcają uczestnicy marszu. I którzy mają prawo, by w swoim mieście, w którym płacą podatki, po prostu czuć się stabilnie i bezpiecznie. (Mimo zniszczonego mostu czy też innych "udogodnień").
I więcej: warto subtelnie przypomnieć, że w Warszawie również mieszkają DZIECI. I o ile można by jeszcze zrozumieć wydanie pozwolenia na tego typu marsz w miejscu odosobnionym lub/i w godzinach wieczornych, o tyle marszujące zombie i inne paskudztwa, na oczach dzieci - to spore nadużycie. Delikatnie mówiąc. Widoki bardzo doskonale i obrzydliwie ucharakteryzowanych postaci - nie są z pewnością odpowiednie dla dziecięcej wrażliwości. Mogą wręcz wywrzeć na delikatnej psychice dziecka - druzgocące wrażenie.
A skoro jesteśmy przy kwestii małoletniej. W marszu szli dorośli. Trudno. Wolno im. Ostatecznie polemika z (zakrawającymi na nekrofilię) fantazjami oraz fascynacjami dorosłych, nie ma sensu. Ale w marszu - szły również… dzieci. Niewiele, to prawda. Ale jednak. Dzieci były również, zapewne przez "ambitnych" rodziców, ucharakteryzowane na ociekające krwią postaci.
I tu już jednak wolność marszujących zamienia się w krzywdę. A pozwolenie miasta - powinno mieć swoje ostre, chroniące dzieci granice. Jeśli rodzicowi pomieszało się od filmów grozy w głowie, jeśli stępiła się naturalna potrzeba ochrony najmłodszych - na straży małolatów powinien stać urzędnik. I po prostu (jeśli naprawdę musi) wydać pozwolenie na marsz, to wyłącznie dla osób dorosłych.
Zresztą mam inną propozycję. Marsz powinien iść niedziałającym Mostem Łazienkowskim. Do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu. Tyle dobrego - że ludzi straszyć nie będzie, a most się w końcu na coś przyda. Względnie też - dobrym miejscem na Zombie Walk, jest plac przy warszawskim ratuszu, bo skoro urzędnicy kolejny rok się na to dziwo godzą, to pewnie dobrze i bawić się razem będą. Oczywiście jednak, teren powinien być ogrodzony, by osoby które sobie trupich widoków nie życzą (a jest ich pewnie większość), po prostu wbrew swej woli ich nie doświadczały.
PS.
Z roku na rok marszujących jest coraz więcej. Z Warszawy zresztą biorą przykład i inne miasta. Ale to w stolicy, w ubiegłą sobotę, przeszło aż 15 tys. "żywych trupów"... Trupi progres.