O pieluchach i studiach na MIT z Anną Chojnacką rozmawia Joanna Jureczko-Wilk.
Inżynier, z dyplomem najlepszej na świecie amerykańskiej uczelni Massachusetts Institute of Technology, szczęśliwa mama pięciorga dzieci...
Wolałabym, żeby zaczęła Pani od szczęśliwej mamy piątki dzieci, bo to życiowe osiągnięcie jest dla mnie zdecydowanie ważniejsze.
Zrezygnowała Pani z kariery, zdecydowała się zostać w domu z dziećmi. Nie ma Pani poczucia, że straciła jakąś szansę, poświęciła się?
Jestem inżynierem mechanikiem z piątego pokolenia i praca była dla moją wielką pasją. W pełni świadomie z niej zrezygnowałam i przerwę na urodzenie i wychowanie dzieci uważam za bardzo dobry wybór. Obserwowanie, jak z małego bezbronnego człowieczka wyrasta dorosła osoba, podejmująca poważne decyzje, jest fascynujące i daje większą satysfakcję niż jakikolwiek awans w najlepszej nawet firmie. Dzieci szybko rosną i warto maksymalnie wykorzystać czas ich dorastania. Kiedyś opracowywałam strategie rozwoju dla firmy, teraz te doświadczenia wykorzystuję w mojej rodzinie: zastanawiam się, w jakim kierunku rozwijać kompetencje synów i córki, żeby osiągnęli pełnię swojego potencjału. Ale do tego wszystkiego potrzebny jest czas, którego nie miałabym, gdybym podjęła pracę zawodową.
Niektóre mamy łączą karierę z wychowaniem nawet kilkorga dzieci. Myślała Pani o tym?
Są kobiety, którym to się udaje, na pewno z wielkim trudem, i myślę, że wiele zrobiono, żeby im to umożliwić. Ja zdecydowałam inaczej: teraz chcę być cała dla moich dzieci. Ta droga jest niestety często stygmatyzowana, pokazywana jako nieatrakcyjna. Matki pracujące w domu są postrzegane jako osoby bez ambicji, polotu, a to są opinie nieprawdziwe. Teraz rozwijam się na większej liczbie płaszczyzn, niż pozwalała mi na to moja praca zawodowa. Bo to nie korporacja wyznacza mi kierunki rozwoju, tylko sama je sobie ustalam. Pokazywanie jako alternatywy: mamę, która siedzi w domu i nic nie robi, i ambitną kobietę robiącą karierę jest obrazem czarno-białym, a wiemy, że życie takie nie jest, bo ma wiele odcieni szarości.
Wielu oburzyła kampania Fundacji Mamy i Taty pt. "Nie odkładaj macierzyństwa na później", Pani ją wsparła. Dlaczego?
Zostałam matką w wieku 32 lat i cieszę się, że „zdążyłam”. Mam pięcioro dzieci. Ale z perspektywy oceniam, że lepiej gdyby macierzyństwo przyszło wcześniej, kiedy miałam więcej sił. Dlatego życzę kobietom, które mają taki wybór, żeby nie zwlekały i nie bały się zostać matkami, bo to najpiękniejsze, co może nam się w życiu przytrafić. Do pracy możemy po latach wrócić, przerwaną karierę kontynuować, a na rodzenie dzieci mamy niedługi, wyznaczony przez biologię, czas.
Młodzi ludzie, którzy mogliby już założyć rodzinę, po skończeniu nauki nie mogą zdobyć pracy albo pracują na umowach śmieciowych, najczęściej też nie mają własnego mieszkania.... Trudno w takiej sytuacji zdecydować się na dziecko.
To dobrze, że do małżeństwa i rodziny podchodzą w sposób odpowiedzialny, chcą stabilizacji, bezpieczeństwa. Jednak stabilizacja zawodowa jest pojęciem ruchomym. Okazuje się, że nawet jeśli młodzi zdobędą stałe zatrudnienie, nie są tych obaw pozbawieni. Boją się, że stracą pracę, mówią o presji pracodawców. W ich pojęciu tak naprawdę nie ma dobrego czasu na urodzenie dziecka. Bo najpierw chcą skończyć studia, zdobyć pracę, później się w niej wykazać i umocnić swoją pozycję, dorobić się, a potem spłacają kredyt za mieszkanie... Czasami wydaje się im, że zarabiają zbyt mało i - ich zdaniem - nie stać ich na "kosztowne" dziecko. Tymczasem koszt wychowania dziecka nie jest tak duży, jak niekiedy wyliczają media. Dziecko bardziej od dziesiątków sprzętów i zabawek, potrzebuje miłości rodziców. Tak więc to nie jest złe, że kobieta chce robić karierę, pragnie stabilizacji... Decyzja o dziecku jest kwestią priorytetów. Co tak naprawdę jest dla nas w życiu najważniejsze? Czy pierwszeństwo dajemy karierze, zdobyciu własnościowego, dużego mieszkania czy założeniu lub poszerzeniu rodziny?
Chce Pani wrócić kiedyś do zawodu?
Oczywiście, myślę o powrocie do firmy albo o założeniu własnej. Zdaję sobie sprawę z tego, że powrót może być niełatwy - nie dla mnie, bo to doświadczenie, które teraz zdobywam, jest bardzo wartościowe. Nie wiem, czy te atuty będą ważne dla przyszłego pracodawcy. Myślę, że warto byłoby systemowo zastanowić się nad tym, jak ułatwić kobietom powrót do pracy po wychowaniu dzieci.