Wiele razy okazuje się, że adopcja była tak trafiona, że trudno odróżnić ojca od adoptowanego syna, córki mają te same zdolności i fascynacje co matki. Katolicki Ośrodek Adopcyjny na Pradze w ciągu 21 lat przeprowadził 3 tys. adopcji.
Na początku długiego korytarza na stoliku leży jubileuszowy biuletyn. W nim kilkanaście świadectw szczęśliwych rodziców, którzy opowiadają o cudach, jakie zgotował im Pan Bóg.
– W pewnym momencie miałam dość: chyba Pan Bóg nie chce, byśmy doczekali się dzieci. W ostrych słowach wygarnęłam Mu to kilka dni przed piątą rocznicą ślubu. Właśnie wtedy zadzwonił telefon. "Mamy dla państwa propozycję, aczkolwiek jest trochę inna, niż chcieliście. Zamiast dwójki, mamy trójkę dzieci". Pomyślałam: Panie Boże, jesteś taki hojny! Przedstawiono nam każde. Były najpiękniejsze! – wspomina pani Anna.
W Katolickim Ośrodku Adopcyjnym na Pradze, jednym z dwóch takich miejsc w Polsce, tłumów nie ma. W pokoju jedno małżeństwo wypełnia właśnie wstępną ankietę. Jeśli zostaną przyjęci, to po diagnozie rozpoczną 9-miesięczne
przygotowanie do adopcji.
– Jeszcze rok temu w tym samym czasie mieliśmy 85 par, które chciały przysposobić dziecko. W tym roku mamy ich zaledwie 56. Myślę, że to z powodu dostępności in vitro. Po prostu małżonkowie chwytają się brzytwy, szukając możliwości spełnienia swoich marzeń o rodzicielstwie biologicznym. Prawdopodobnie w końcu i tak trafią do nas, bo skuteczność in vitro jest stosunkowo niewielka. Przyjdą do Ośrodka Adopcyjnego, ale już z traumami i po poronieniach. Poranieni
fizycznie i duchowo – mówi Zofia Dłutek, psycholog i dyrektor Katolickiego Ośrodka Adopcyjnego.
Zofia Dłutek kieruje Katolickim Ośrodkiem Adopcyjnym od 20 lat Tomasz Gołąb /Foto Gość Katolicki Ośrodek Adopcyjny powołał bp Kazimierz Romaniuk, pierwszy ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej. Placówka właśnie zmieniła siedzibę, bo pomieszczenia, które zajmowała na Grochowie, były potrzebne na studia dla powstającej diecezjalnej telewizji. Przeniosła się do budynku archiwum warszawsko-praskiego przy Ratuszowej 5. Wreszcie ma dość pomieszczeń do diagnozy potencjalnych rodziców, a 13 etatowych pracowników ma gdzie ich szkolić i wspierać.
Dziewięć miesięcy przygotowań to także, jak wyjaśnia dyrektor ośrodka, czas dla rodziców i ich więzi. To dlatego elementem przygotowania są weekendowe rekolekcje, szlifujące umiejętność dialogu. Oboje muszą wiedzieć, czego chcą.
W sekretariacie słychać fragment telefonicznej rozmowy.
– Muszą państwo być przygotowani na to, że dziecko, które otrzymacie, niekoniecznie musi być niemowlęciem. Może wymagać rehabilitacji lub leczenia – uprzedza pracownik ośrodka.
Na ścianie wiszą dziesiątki zdjęć roześmianych dzieci. Setki imion, tysiące historii.
– Tej dziewczynce lekarze nie dawali szans na przeżycie, dziś biega i śmieje się, bo trafiła pod dobrą opiekę. O proszę, a ten chłopiec, Adaś, zespół FAS, też trudna historia, ale trafił do kochających rodziców – opowiada dyrektor ośrodka.
Co miesiąc w ośrodku spotykają się rodziny, które już adoptowały dzieci. Jest także grupa wsparcia dla wychowujących „FAScynujące dzieci”, czyli takie, których matki w ciąży piły alkohol.