Działacze fundacji PRO - Prawo do Życia zniechęcają do głosowania na Ewę Kopacz. Przed wejściem do stacji Metro Centrum od dwóch tygodni stoją z plakatem zestawiającym zdjęcie premier Ewy Kopacz i płodu zabitego w wyniku aborcji. Z głośnika puszczany jest w kółko krótki komunikat: "Codziennie aborterzy w polskich szpitalach zabijają sześcioro dzieci. 400 tys. Polaków podpisało się pod projektem ustawy chroniącej życie dzieci od początku. Posłowie PO i Lewicy wyrzucili projekt do kosza. My możemy posłów popierających aborcję wyrzucić z Sejmu. Premier Ewa Kopacz poparła prawo aborcyjne. Pamiętaj o tym w czasie wyborów".
Akcja wywołuje spore emocje przechodniów Tomasz Gołąb /Foto Gość
- Podchodzą do nas różni ludzie: najczęściej chcą dyskutować o warunkach dopuszczalności aborcji. My tłumaczymy, że każde życie zasługuje na to by być chronione. Są osoby, które przekonuje sam banner, są takie które przyznają nam rację po dłuższej rozmowie - mówi Agnieszka Kocimska, wolontariuszka warszawskiego oddziału Fundacji PRO - Prawo do Życia. W całej Polsce odbywa się setka podobnych pikiet, w których działacze fundacji wskazują, na kogo nie należy głosować w nadchodzących wyborach.