Od XVII w. z klasztoru sióstr szarytek na Tamce wylewa się miłosierdzie na całą Warszawę. I niech tak zostanie.
Brukowana kostka, spichlerz i dworek, który w swej architekturze pamięta jeszcze czasy króla Jana Kazimierza. Zamiast samochodów uliczkami o kocich łbach mogłyby tu jeździć bryczki…
Dla wielu osób XVII-wieczny klasztorny kompleks Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia to wciąż "tajemniczy ogród” ukryty za potężnym murem w sercu metropolii. Walory zabytkowej architektury odkryli miejscy przewodnicy prowadząc tu swoje wycieczki. I zakochani, urządzając sobie romantyczne spacery na wiślanej skarpie z widokiem na klasztor.
Nie wszyscy jednak mieszkańcy Powiśla wiedzą, jaki wielki skarb mają blisko siebie. Architektoniczny, historyczny i duchowy.
Okazja, by dotknąć historii i charyzmatu zgromadzenia nadarzyła się na początku października. W Roku Życia Konsekrowanego Zgromadzenie świętowało wówczas 350 lat swojej obecności na Powiślu i miłosiernej służby jego mieszkańcom. Okazją do świętowania było także 20-lecie świetlicy środowiskowej prowadzonej przez Zgromadzenie.
Wysoka, drewniana brama klasztoru otwarta była na oścież. - Pierwsze szarytki, na wyraźne życzenie królowej Ludwiki Marii Gonzagi, żony króla Jana Kazimierza, przyjechały do Polski z Paryża jesienią 1652 r. - zaczyna opowiadać ciekawym historii tego miejsca mieszkańcom s. Jadwiga, archiwistka i przewodniczka.
Szarytki początkowo mieszkały w pobliżu kościoła św. Krzyża. Do ich obowiązków należało zbieranie z ulicy ubogich dotkniętych zarazą i umieszczanie ich w szpitalu św. Krzyża, pielęgnowanie chorych, wychowywanie sierot i ubogich dziewcząt oraz rozdawanie jałmużny.
Siedem lat później, myśląc o rozwoju zgromadzenia, królowa do Marianny z Potockiej Wekslowej zakupiła dla sióstr dworek na przedmieściach stolicy, zwany z czasem Szpitalem Sierot, a później Instytutem św. Kazimierza. Ulgę w cierpieniu znajdowali tu chorzy, a ubogie dziewczęta - wykształcenie.
Działalność szarytek była pod szczególną opieką i protekcją króla. W 1712 r. przełożeni generalni w Paryżu erygowali Prowincję Polską Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia z siedzibą w Warszawie. Nowa prowincja miała wówczas sześć placówek i 30 sióstr.
Widok na dom generalny od strony bramy Agata Ślusarczyk /Foto Gość Klasztorna kaplica jest przestronna, widna i cały dzień otwarta. Na cześć króla patronuje jej św. Kazimierz. Choć ukryta we wnętrzu klasztornych zabudowań, z zewnątrz łatwo ją rozpoznać - święte miejsce wyróżnia kościelna wieża.
Podobnie jak cały klasztorny kompleks została zniszczona w czasie wojny (siostry w czasie Powstania pomagały powstańcom i ratowały żydowskie dzieci), odbudowana w XVII-wiecznym stylu już po jej zakończeniu. Poświęcona przez kard. Stefana Wyszyńskiego.
Na ścianach wiszą portrety założycieli zgromadzenia - św. Wincentego a Paulo i św. Ludwiki de Marillac. W ołtarzu figura Najświętszej Maryi Panny, wyrzeźbiona na wzór tej, jaką podczas objawień widziała św. Katarzyna Labouré.
S. Jadwiga przypomina historię "cudownego medalika”, mówi o wielu łaskach, które za przyczyną Niepokalanej udało się uprosić. Intencje zgromadzenia oraz te, które zostawiają siostrom mieszkańcy powierzane są Maryi w każdą sobotę podczas nieustannej nowenny do Matki Bożej od "cudownego medalika” po Mszy św. o godz. 17.
- Najwięcej próśb dotyczy ratunku dla rodziny. Wiele osób prosi nas także o cudowny medalik dla siebie i dla bliskich - wyjaśnia z kolej s. Marianna, wizytatorka zgromadzenia.
Więcej o zgromadzeniu sióstr szarytek i ich działalności będzie można przeczytać w 43. numerze warszawskiego "Gościa Niedzielnego".