Sezon na prezenty tuż-tuż, więc o prezentach będzie - tyle że z Nieba. Dostaje je każdy - i jak to z niespodziankami bywa - są niespodziewane.
Wcześnie rano. Do hali Centrum Integracyjno-Dydaktycznego w Łomiankach, gdzie dobywały się rekolekcje dla rodzin z o. Antonello Cadeddu, ciągnęły rodziny. Tłum kłębił się przy rejestracji, wolontariusze pilnowali porządku. A że to impreza masowa na 1200 osób, przyszli też i medycy. I tu uwaga - jeszcze do wczoraj przekonani, że jadą na zawody sportowe.
- A tu proszę, niespodzianka! - bystro oceniłam sytuację. Hala, spęd ludzi, jakiś kaznodzieja - sekta - ocenili sytuację medycy. Uspokoili się, gdy wyjaśniłam im, że to katolickie rekolekcje.
Zajęli pozycję pod drabinkami. Stolik, apteczka, medykamenty - przenośna izba przyjęć zainstalowana. Z sąsiedzkiej perspektywy, widać było, że zastałą znienacka rzeczywistość klasyfikują na "medyczne” i "nie-medyczne” przypadki. Medycznych było raczej brak, a o. Antonello był raczej w tej drugiej kategorii, medycy więc zajęli się rozmową.
Przełom nastąpił mniej więcej w połowie rekolekcji. Na twarzach medyków pojawiło się skupienie. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby z zewnętrznych obserwatorów stali się mimowolnymi uczestnikami wydarzenia. Dość niecodziennego.
Pomijam charyzmatyczne pomysły o. Anotnello, który na znak uzdrowienia paralityka, kazał zebranym "wstać, wziąć swoje krzesło i iść do domu”, małżonkom tańczyć pod sceną, a osobie obok powiedzieć: "masz oczy jak zdechła ryba”. I nią potrząsnąć.
Charyzmatyczna była także modlitwa. Ziemia modliła się za niebo. Setki rodzin okupujących parkiet hali - ziemia, w geście wyciągniętych rąk modliły się za niebo - rodziny siedzące na trybunach. Potem na odwrót. Wszystko w przedziwnej rajskiej atmosferze - bo przecież po przyjęciu Komunii św. ziemia łączy się z niebem.
Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu na komendę o. Antonello najpierw uklękli mężczyźni, potem kobiety, młodzi i starsi. Krążący po hali kapłani w modlitewnym geście nakładali na nich ręce, wiele osób osuwało się na ziemię.
Medycy z bezpiecznej pozycji - pod drabinkami - obserwowali całą sytuację. Poza tym, już wcześniej zostali uprzedzeni, że te omdlenia to sprawka Ducha św. Obserwowali wiec nadal.
Bezpieczna pozycja okazała się bezpieczna. Do czasu. Kapłan w asyście wolontariuszy podszedł także do nich. I krótko się pomodlił.
Do domu wracali rozpromienieni. Jeden z nich napomknął, że kiedy o. Antonello modlił się o tchnienie Ducha św., fizycznie odczuł jakby powiew wiatru.
Na ile przemienieni? Tego nie wiem - to jest ich prezent. Najprawdziwszy, bo otrzymany 6 grudnia.