Za każdą ideą stoi w gruncie rzeczy własny interes i bezwzględna żądza władzy. Kult Robespierra zaważył na interpretacji jego postaci w wystawionej ostatnio w Teatrze Polskim sztuce „Thermidor”.
Stanisława Przybyszewska wyznawała pół żartem, że kocha się w Robespierze zaciekle od pięciu lat, czego nie mogą jej wybaczyć ani mąż ani ojciec. Ten kult Robespierra zaważył na interpretacji jego postaci w wystawionej ostatnio w Teatrze Polskim sztuce „Thermidor”. „Kluczem do natury Robespierra jest geniusz, i to w wyjątkowej czystości i sile” - pisała.
Subiektywizm w podejściu do tematu czyni sztukę nasyconą emocjami, co stanowi pożądany element inscenizacji. Jednak reżyser spektaklu Edward Wojtaszek niektóre te emocje słusznie odcedził. Dziś już tak łatwo nie jesteśmy w stanie przełknąć okrutnego terroru stosowanego przez jakobinów, trzydziestu ofiar dziennie skazywanych za negację działań Komitetu Ocalenia Publicznego, lęk przed rozliczeniem tych ofiar w przypadku przegranej.
Co nam pozostaje z dyskusji toczonych przez towarzyszy Robespierra przygotowujących spisek na jego życie? Brudne intrygi, miałkie przechwałki nienawiść wobec wszystkiego i wszystkich. Z takimi ludźmi nie da się przebudować świata, a na pewno nie da się go uczynić lepszym. Towarzyszące premierze Forum Dyskusyjne pod hasłem „Czy czeka nas rewolucja?” stanowi całkiem serio zadane pytanie dokąd zmierzamy. Czy przeciwnik polityczny ma prawo do wszystkiego? Do wszystkiego, czyli do czego?
Fascynacja rewolucją, której Stanisława Przybyszewska poświęciła tryptyk dramatyczny, poczynając od „Sprawy Dantona” przez „Dziewięćdziesiąty trzeci” i „Thermidor” jest wyrazem utopijnych przekonań, że świat trzeba zmienić. Zmienić, ale jak? Przez mord i żądzę władzy?
Jak władza demoralizuje, widzimy poprzez kolejne przewroty rewolucyjne, aż po współczesność. Nikt nie wypowiedział się na ten temat mądrzej i z większą wrażliwością, jak Zygmunt Krasiński w "Nieboskiej komedii", wkładając w usta przywódcy rewolucji słowa „Galilejczyku zwyciężyłeś”. Z podobnie ostrożnym entuzjazmem wobec rewolucji wypowiadał się Stefan Żeromski w „Przedwiośniu”. Samotna, zostawiona samej sobie Stanisława Przybyszewska, odrzucona przez ojca, który miał być. ale nie był dla niej autorytetem, szukała sobie wzorców w silnych bezwzględnych mężczyznach, jakim stał się dla niej Robespierre. Ale nawet gdyby nie został obalony i stracony, jak wyobrażała sobie jego życie po przegranej z rękami ubroczonymi krwią? Fiasko jego ideałów, nawet wbrew woli autorki pokazuje świetna rozmowa, jaką w finale prowadzi Robespierre z Saint Justem, usprawiedliwiając próby unicestwienia dzieła, które nie poszło w pożądaną przez niego stronę.
Saint Juste jest załamany, ale zostanie wierny przyjacielowi, którego przestał rozumieć. Za najwyższą cenę. Może to nie jest symptomatyczne, ale zarówno Stanisława jak i Maksymilian Robespierre odeszli z tego świata nie doczekawszy nawet czterdziestu lat życia. Wypalili się? Przybyszewska żyła lat 34, Robespierre - 36. Jeszcze krócej żył oddany bez reszty przyjacielowi, jak ze spektaklu wnoszę - nawet wbrew swoim ideałom - Saint Juste, który osiągnął zaledwie 27 lat. Nie wiem, kto dziś zająłby się analizą postaw wielkich, a przegranych przywódców rewolucji, ale byłaby to zapewne pasjonująca lektura. Sztukę warto zobaczyć zarówno dla wciąż aktualnego tematu dyskursu, jak i przede wszystkim dla dwóch świetnych kreacji, Marcina Kwaśnego jako Robespierra i Krzysztofa Kwiatkowskiego w roli Saint Justa.