Taniec z córką? Zapasy z synem? Rodzinne oglądanie filmu w piątek wieczorem? Robert Kościuszko podpowiada jak przez przygodę „nasączyć” dziecko pozytywnymi wartościami.
Wielu rodziców o gorącej wierze dostrzega, że ich dziecko, szczególnie nastoletnie nie zamierza iść wybraną przez dorosłych drogą. Powstaje coraz większą przepaść między matką i ojcem a ich dorastającymi latoroślami. Powodów może być wiele.
Jak zauważa Robert Kościuszko, autor książek dla dzieci i młodzieży („Klejnot Aswerusa”, „Wojownik Trzech Światów”) oraz audiobooków dla dorosłych („Misja Ojciec”, „Małżonkowie czy dwa single?”), motyw kluczowy jest jeden.
- Rozum postrzega świat inaczej niż serce. Dzieci patrzą sercem, a rodzice raczej rozumem. Dorośli widzą związek przyczynowo-skutkowy, a dzieci podejmują decyzje na podstawie tego, „co jest fajne”, czy się dobrze bawią, jaki panuje "klimacik". Oczekiwaniem dziecięcych serc jest pragnienie, by rodzic, szczególnie ojciec wziął je za rękę i przeprowadził przez rodzinną przygodę z Jezusem – tłumaczył podczas prelekcji dla rodziców 13 stycznia w parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus na Tamce. Przekonywał, że dzieci chłoną jak gąbka, a gdy tylko cenne dla nas wartości poda się im w atrakcyjny sposób, przejmą je niezauważenie i bez oporu.
- Dorosłe serce jest w stanie przytulić się do serca dziecka. Możemy je porwać w przygodę poprzez bliskie rodzinne więzi. Ale najpierw trzeba sobie zadać pytanie, co jest w moim sercu? Czy mam prawdziwą więź z Chrystusem? - pytał.
Wskazując na bardzo ważną rolę ojców, zauważył, że ok. 65 proc. z nich na aktywnie spędzony czas z dzieckiem poświęca 1 godz. tygodniowo.
- Nawet jeśli jesteśmy w domu ciałem, to mielimy w sobie sytuacje z pracy. Gdy dzieci do nas przychodzą, pokazując nowy rysunek czy opowiadając sytuację ze szkoły, to zazwyczaj jest to "nieodpowiedni moment", bo jesteśmy czymś zajęci. Jeśli je odepchniemy raz i drugi, to będą przychodzić coraz rzadziej, aż w końcu przestaną – przestrzegał.
Podzielił się też doświadczeniem ze swojego życia.