Mają zaatakowany system nerwowy, a ciało pokryte ranami, które doprowadzają do gnicia kończyn i twarzy. Uważani są za umarłych za życia. W ostatnią niedzielę stycznia obchodzony był 63. Światowy Dzień Trędowatych.
Fundacja dr. Szałaty angażuje się w pomoc osobom dotkniętym trądem Materiały prasowe - W walce z trądem największym problemem nie jest brak lekarstw, a wyrzucanie choroby ze świadomości mieszkańców zamożnych krajów, które już dawno uporały się z tą chorobą. Nie wszystkie państwa, których trąd dotyczy, chcą się do tego przyznać. Jako synonim biedy i zacofania, trąd dla wielu polityków stał się chorobą wstydliwą. Patrząc na mapę, można odnieść wrażenie, że nie przechodzi on przez granice. W jednym kraju mamy ogniska zachorowań, a już po drugiej stronie granicy nie - mówił 31 stycznia w kościele św. Teresy od Dzieciątka Jezus na Powiślu dr Kazimierz Szałata, prezes Fundacji Polskiej Raoula Follereau.
Przypomniał, że choć od 1982 r. choroba jest już uleczalna, to każdego roku w krajach misyjnych notuje się blisko ćwierć miliona nowych zachorowań. - Leku na trąd nie można kupić, a jedynie otrzymać z oficjalnego kanału dystrybucji. Od kilku lat podstawowe medykamenty są zapewniane bezpłatnie przez Światową Organizację Zdrowia, co wiąże się z koniecznością wdrażania procedur na szczeblu ministerstw zdrowia poszczególnych krajów. W wielu przypadkach jest to nie do pokonania - trąd nie jest zarejestrowaną jednostką chorobową. W walce z zakażeniem bardzo pomogłaby szczepionka, ale jak dotąd nie udało się jej wyhodować. Odpowiedzialna za trąd bakteria Hansena zdolna jest rozmnażać się tylko na organizmie ludzkim - tłumaczył dr Szałata.
Podał, że dokładna liczba trędowatych nie jest znana, bo choroba występuje w rejonach, gdzie nie ma zorganizowanych struktur medycznych. Wiadomo jednak, że każdego roku na leczenie trafia ponad 200 tys. chorych w zaawansowanym studium trądu, to znaczy, że chorowali już od kilku lat, choć nie figurowali w żadnych statystykach. Ocenił, że liczba trędowatych może sięgać miliona osób.
- Wiemy też, że w ciągu ostatnich 30 lat ponad 16 milionów chorych zostało wyleczonych z trądu. Nie znaczy to, że wszyscy odzyskali pełną sprawność i mogą wrócić do normalnego życia. Ze względu na straszliwe okaleczenia, wyleczeni trędowaci są nadal odrzucani przez rodzinę i społeczeństwo, zwłaszcza gdy są niezdolni do samodzielnej egzystencji. Tym bardziej cieszy fakt, że np. wyleczeni Mauretańczycy założyli 5 lat temu spółdzielnię, by na siebie zarabiać. Uprawiają ogród, a w planach mają prowadzenie parkingu - z radością informował dr Szałata.
Przypomniał, że tylko Kościół nieustannie pomaga w walce z chorobą a inicjatorem obchodzone w ostatnią niedzielę stycznia Światowego Dnia Trędowatych był Sługa Boży Raoul Follereau, francuski filozof, podróżnik i misjonarz. - Razem z s. Eugenią Ravasio ze Zgromadzenia Matki Bożej od Apostołów zapytali: "Czy mamy pozostać obojętni wobec najstarszej choroby jaką zna ludzkość?”. Podjęli szaloną decyzję, by uratować miliony nieszczęśników. Warto przypomnieć, że wtedy jeszcze trąd był nieuleczalny, wiec pomoc zarażonym była narażeniem życia własnego. Tak zrobił o. Żelazek, dr Wanda Błeńska, bł. Matka Teresa z Kalkuty czy bł. o. Beyzym - wyliczał.