Strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych. W trwającym Roku Miłosierdzia dominikanie z Freta przypominają uczynki miłosierdzia względem duszy.
– W pierwszym odruchu, gdy ktoś dzwoni do mnie z problemem, mam ochotę powiedzieć: „Nie bój się. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze”. Ale historia pokazuje, że wcale tak nie musi być. I dlatego trzeba pamiętać, że pocieszanie ma dotyczyć nie tyle rzeczywistości, co wychodzić dalej i budować nadzieję – mówił o. Dawid Kołodziejczyk w kościele św. Jacka na Nowym Mieście.
Każdego 13. dnia miesiąca u dominikanów odprawiana jest Msza św. z nabożeństwem fatimskim. Tegoroczny cykl „Miłosierdzia naczynie" w całości poświęcony jest uczynkom miłosierdzia względem duszy.
Do tej pory, na konferencjach odbywających się po wieczornej Eucharystii, zostały przybliżone trzy pierwsze z nich, czyli napominanie grzesznych, pouczanie nieumiejętnych i udzielanie dobrych rad wątpiącym.
13 lutego o. Dawid Kołodziejczyk opowiadał o pocieszaniu strapionych. Wskazał, że pocieszanie ma być elementem bycia z kimś, mobilizowania, umacniania, pokazania, że jest ktoś, na kim można się oprzeć.
- Trzeba wskazywać szerszą perspektywę. Można powiedzieć: „Bóg jest Panem. On nas przez wszystko przeprowadzi. Razem damy radę!”- proponował dominikanin. Zauważył, że w sytuacjach kryzysowych jest to być trudne do przyjęcia i dlatego pocieszanie musi być delikatne. Sugerował, by w ramach autopocieszania czytać książki, w których autorzy odsłaniają siebie, dzielą się wiarą i dodają otuchy.
- Każdy musi je znaleźć sam. Dla mnie taką lekturą było „Niebo istnieje naprawdę” Todda Burpo i Lynn Vincent, „7 kilometrów od Jerozolimy” Pino Farinotti czy „Ciemno, czyli jasno” Marcina Jakimowicza [dziennikarza "Gościa Niedzielnego - przyp. red.] – wyliczał duchowny. Przywołał też sposób pocieszania, jaki w książce „Życie na pełnej petardzie” przedstawiał ks. Jan Kaczkowski.
- Czasami, gdy sytuacja tego wymaga, trzeba po prostu powiedzieć jak faktycznie jest. Ks. Jan, który prowadzi hospicjum, spotkał się z kilkunastoletnim chłopcem czekającym na śmierć. I wtedy zdecydował się opowiedzieć mu o niebie - podał o. Kołodziejczyk. Zauważył, że osób strapionych, patrząc w szerokim kontekście , może być wiele. - Strapiony uważa, że czego się nie dotknie, to wyjdzie źle. Chowa się po kątach i płacze. Często strapieni to osoby długotrwale zmagający się z chorobą, żałobą, bezrobociem, problemami rodzinnymi czy małżeńskimi. W danym momencie się uśmiechają, nie widać po nich strapienia, ale oni też potrzebują pocieszenia - mówił.
W ramach cyklu „Miłosierdzia naczynie” zostaną wygłoszone jeszcze trzy konferencje. W kwietniu dotyczyć ona będzie cierpliwego znoszenia krzywd, w maju - chętnego darowania uraz, a w czerwcu - modlitwy za żywych i umarłych.