Szczęście w niepłodnym małżeństwie każdy musi odnaleźć sam. Ale nie samotnie. Od ośmiu lat pomaga w tym Duszpasterstwo Małżeństw Pragnących Potomstwa przy ul. Wileńskiej.
Znajomi nic nie mówili. Napastliwe pytanie widać było w ich oczach. Na spotkaniach Duszpasterstwa Małżeństw Pragnących Potomstwa, które od ośmiu lat działa przy parafii Matki Bożej z Lourdes przy ul. Wileńskiej, nikt nie docieka: "kiedy wreszcie będziecie mieć dziecko?". Bo kto lepiej zrozumie cierpienie małżonków, jak nie ci, którzy sami od lat zadają sobie i Panu Bogu jedno pytanie: Kiedy?
Najtrudniejszy jest pierwszy krok. Nieraz potrzeba wielu tygodni, a nawet miesięcy, by odważyć się przyjść na comiesięczne spotkanie na Wileńską. Decyzja być może zrobiła się łatwiejsza, gdy nazwę Duszpasterstwo Niepłodnych Małżeństw zamieniono na Duszpasterstwo Pragnących Potomstwa. - W tłumie łatwiej ukryć problem. Dlatego wiele osób przychodzi tylko na comiesięczną Mszę św., niektóre zostają jeszcze na adorację Najświętszego Sakramentu, potem idą do domu. Małżeństw, które regularnie uczestniczą w spotkaniach duszpasterstwa jest kilkanaście, w tym kilka nowych - mówi Ewa, koordynatorka spotkań.
W salce parafialnej można napić się herbaty, porozmawiać ze sobą, wymienić się praktycznymi wskazówkami na temat badań, lekarzy i procedur adopcyjnych. Można też nie mówić nic. Po prostu być, bez ryzyka napastliwych i wścibskich pytań. - Wystarczająco jesteśmy zmęczeni naporem nieustannych oczekiwań ze strony społeczeństwa, rodziny i znajomych. Duszpasterstwo to nasz azyl, chcemy dać sobie poczucie bezpieczeństwa - wyjaśnia Ewa.
Chętni mogą zostać na wykład. Co miesiąc inny ekspert omawia temat związany z niepłodnością. Na forum można podyskutować m.in. o psychologicznych aspektach niepłodności, trudnej miłości małżeńskiej, odkrywaniu na nowo swojego powołania, rodzicielstwie adopcyjnym czy przedłużającym się Adwencie i milczeniu Pana Boga. Można także poprosić o rozmowę księdza - opiekę nad duszpasterstwem sprawuje ks. Łukasz Mazurek, MIC.
- Każda para jest na innym etapie i z czym innym się zmaga. Spotykamy się przede wszystkim po to, by dostrzec działanie Boga w naszym życiu i na nowo odkryć szczęście mimo braku macierzyństwa i ojcostwa. Na tej drodze wzajemnie się wspieramy - wyjaśnia Ewa.
Jednej sprawdzonej drogi nie ma. Każdy musi odnaleźć ją sam. Ale nie samotnie. Ewie, Agnieszce, Joannie, Sylwii i Kindze pomaga pisanie bloga. Od ponad miesiąca na witrynie "Tańczyć w deszczu” dzielą się z internautami swoim doświadczeniem przezywania niepłodności z Bogiem. - Piszemy o tym, co same odkrywamy: mimo cierpienia można żyć tu i teraz, nie odkładać życia na potem - mówią.
Joanna próbowała różnych rzeczy. Chodziła na grupy wsparcia, warsztaty, czytała psychologiczne książki. W jednym celu: chciała raz na zawsze pozbyć się problemu. I stać się w końcu mamą. - Wiele czasu zajęło mi nim odkryłam, że kiedy koncentruję się na swoim cierpieniu, tracę. Zamykam się w sobie, brakuje mi radość życia i poczucia sensu - przyznaje. Po dwóch latach obecności w duszpasterstwie zdecydowała się przestać "adorować ból”, otworzyć na nowe znajomości i dostrzegać dobro, które każdego dnia dzieje się w jej życiu.
Sylwia do Duszpasterstwa Małżeństw Pragnących Potomstwa trafiła wraz z mężem trzy miesiące temu. - Byliśmy dość mocno rozczarowani Kościołem. Nigdzie nie mogliśmy znaleźć wspólnoty, która może dać nam wsparcie. Nawet podczas kolędy księża niechętnie odnosili się do naszego problemu. Najczęściej go przemilczali. Przypadkowo na jednych z rekolekcji poznaliśmy małżeństwo, które powiedziało nam o duszpasterstwie dla pragnących potomstwa - wspomina.
Już na pierwszym spotkaniu DMPP poczuła, że to jest "to” - grupa ludzi, która rozumie jej wewnętrzną pustynię...
Więcej o Duszpasterstwie Małżeństw Pragnących Potomstwa można będzie przeczytać w 11. numerze warszawskiej edycji Gościa Niedzielnego.