Dogmaty Ewangelii przenikające, jak w operze JESUS CHRIST SUPERSTAR, do pop kultury nie tracą nic ze swego dramatycznego przesłania.
W jaki sposób uzasadnić ten niezwykły fenomen, jakim stała się rock opera „JESUS CHRIST SUPERSTAR”, która po latach, w wersji koncertowej trafiła na scenę teatru Rampa? Fakty na ogół znamy. Może jedynie warto przypomnieć, że autorzy rock opery, która zmieniła oblicze teatru muzycznego, Webber i Rice stworzyli swoje dzieło nie jako widowisko, ale rockowy, dwupłytowy album. Niedługo potem ich dzieło zaczęło żyć własnym życiem. Każda kolejna wersja wnosiła coś nowego. Niektóre z nich wywoływały protesty zarówno katolików, jak i protestantów czy Żydów, którzy zarzucali twórcom okrojenie postaci Chrystusa z boskości. Mimo to wówczas odegrano 711 krytykowanej wersji przedstawienia. Po drodze narosło wiele anegdot. W 1972 roku Marię Magdalenę odtwarzała czarnoskóra aktorka. Ted Neeley na Brodwayu grał przez 38 lat postać Chrystusa. W 2013 roku wystawiono spektakl „Jesus Christ Super Star” w Korei Południowej. Wypada więc dorzucić polonica, choć i z tego urosłaby długa lista. Gdynia, Chorzów, Łódź, zawsze przy pełnej widowni. W 1987 roku Jerzy Gruza wystawił w Gdyni osławioną Rock Operę, obsadzając w roli Jezusa Marka Piekarczyka, Małgorzatę Ostrowską jako Marię Magdalenę i Andrzeja Pieczyńskiego w roli Judasza. Sądząc z obsady było to widowisko przede wszystkim muzyczne. Zdarzały się jednak i koncerty kładące akcenty na ludzki wymiar Galilejczyka: człowieka wątpiącego w siebie, unikającego tłumów. Gdy przeczytamy wyznania Matki Teresy, zrozumiemy, że wątpliwości nawet świętym i i błogosławionym nie były obce. Niektórych twórców temat prowokował do szukania autentycznych miejsc związanych z życiem Chrystusa. W tych poszukiwaniach trafiali do Pustyni Judzkiej, Nazaretu i okolic Morza Martwego.
W programie do koncertowej wersji spektaklu w Rampie Agnieszka Wyszomirska wyraża nadzieję, że każdy widz będzie mógł odnieść się w sposób osobisty do przekazanych treści i odnaleźć w nich czytelne dla siebie przesłanie. Jeśli czytamy dalej, że w wersji, z jaką teatr wychodzi do widza, zastosowano minimalistyczne środki wyrazu, to trudno się zgodzić z tym skromnym przekazem. Spektakl bowiem kipi energią i w pełni profesjonalną oprawą. Gdzie dotąd ukrywały się te teatralne talenty, by zabrzmieć taką pełnią blasku! Duża zasługa w tym Jakuba Wociala, odtwórcy roli Jezusa. W sposób wieloznaczny interpretującego misję i dramat, przyjęty z woli Boga, ale nie bez szarpiących nim rozterek. Jest on przy tym kierownikiem Sceny Muzycznej teatru Rampa, koordynuje więc zapewne działania orkiestry prowadzonej świetnie przez Tomasza Filipczaka.
Nie ustępują mu ekspresją role Sebastiana Machalskiego jako Judasza i Natalii Piotrowskiej wzruszającej w swoim oddaniu Jezusowi jako Marii Magdaleny. Niezwykle oryginalne i nowoczesne są kostiumy Doroty Sabak, ogrywające symbolikę kolorów. Aktorzy w ostrej czerwieni zapowiadają krwawy dramat, mroczne postacie w czerni sugerują najgorsze intencje: to z ich ust padają słowa „Ukrzyżuj go”. Zagadkowa postać w bieli, która wkłada na głowę Chrystusa cierniową koronę (świetnie mimicznie prowadzona rola Dominiki Łakomskiej) symbolizuje mitologiczną Parkę czy Moirę przędzącą nić ludzkiego życia, a więc prowadzącą ku nieuchronnej śmierci. Choć przez czystość bieli i jakąś mimowolną czułość może sugerować też czułość matki, która godzi się z cierpieniem, ale i z towarzyszącym mu bólem. Jeszcze reżyseria i choreografia (Santiago Bello), a wszystko to razem zamyka się w harmonijną całość z dominantą rozrywającego sumienia dramatu.