Maria Skłodowska-Curie złapałaby się za głowę.
Problemy finansowe Muzeum Techniki i Przemysłu, mieszczącego się jeszcze tylko do końca września w Pałacu Kultury i Nauki, nie są nowe. Kilka lat temu rozmawiałam o nich z ówczesnym dyrektorem, w sali kinowej rodem z lat 70. i takież też były pomysły dyrekcji na uratowanie placówki. Przez lata nic się nie zmieniło. Obecna dyrekcja wie, jak wyglądają tego typu muzea na świecie i widzi powiększającą się przepaść między tym, co w Warszawie jest, a tym, co być powinno. Młodych ludzi już nie przyciągnie sentyment do Szklanej Panienki, ani przedwojenna kolekcja modeli motocykla „Sokół”, której nawet nie można dotknąć. Pomysłów na to, jak zakurzone eksponaty zamienić w ciekawą opowieść o historii polskiej myśli technicznej, nie brakuje. Dramatycznie brakuje za to pieniędzy na ich realizację. Co tu mówić, biedę w muzeum widać gołym okiem: w skrzypiących schodach, opisach na papierowych kartkach, wyszczerbionych szklanych gablotach… Zasłużona instytucja wegetuje, młodzi pracownicy odchodzą. Noblistka Maria Skłodowska-Curie, która pierwsze naukowe kroki stawiała właśnie w warszawskim Muzeum Przemysłu i Rolnictwa - poprzedniku dzisiejszego Muzeum Techniki - z niedowierzania złapałaby się za głowę. Czy placówce z taką historią i 15-tysięcznymi, cennymi zbiorami można pozwolić upaść?!
Od lat muzeum istnieje właściwie tylko dzięki gronu pasjonatów, którzy z błyskiem w oku, w zaimprowizowanym górniczym chodniku pokazują dzieciom, jak wydobywa się węgiel kamienny albo pod skrzydłami prototypu szybowców opowiadają tragiczną historię „pierwszego lotnika ludzkości” Otto Lilienthala. Sam zapał nie wystarczy. Na nic się też zdadzą protesty społeczników zbierających podpisy pod listami przeciwko likwidacji placówki tak bardzo związanej z Warszawą. Muzeum potrzebuje z prawdziwego zdarzenia mecenasów – nie jednego, ale wielu. Przerzucanie piłki między władzami miasta i ministerstwami niczego nie wnosi, bo za chwilę może się okazać, że jak pisze Krasicki: „Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”.