Pierogi i Muzeum Powstania były "the best" i "muy bien". Ale to, co najważniejsze po ŚDM, pozostanie w sercach - naszych gości i nas.
Z prawdziwym podziwem patrzyłam na tysiące młodych wolontariuszy, którzy krok w krok towarzyszyli zagranicznym pielgrzymom Światowych Dni Młodzieży w ich wędrówce po Warszawie i okolicach. W ciągu kilku dni chcieli pokazać im piękno Polski i stolicy: i warszawskie katedry, i grób bł. ks. Jerzego Popiełuszki, obowiązkowo Muzeum Powstania, parlament i jeszcze widowiskowy pokaz fontann na Podzamczu. Przyglądałam się rodzinom, które zrezygnowały z urlopów, żeby w swoich domach przyjąć gości jak najlepiej, zgodnie z polską tradycją, nie tylko chlebem i solą. Zamiast wczasów nad Bałtykiem, lepili pierogi, gotowali rosół z domowym makaronem, piekli szarlotki, smażyli karkówkę na grillu. Zdziwili mnie znajomi, którzy kościół odwiedzają raczej od święta, a teraz nie dość, że przyjęli pielgrzymów pod swój dach, to modlili się z nimi przed posiłkami i prowadzili nocne rozmowy o wierze. Rozczuliła mnie nauczycielka, która z chłopakami z RPA łapała jeża (żeby mogli dotknąć) i jej uczennica z upieczonym specjalnie dla gości czekoladowym tortem z biało czerwonym napisem "ŚDM". Widziałam, jak gospodynie w Powsinie od rana smażyły schabowe i gotowały kompot, żeby przyjąć obiadem prawie pół tysiąca młodych.
Pokazaliśmy, ugościliśmy... ale sami też otrzymaliśmy wiele. W ostatnich dniach wylało się z nas wielkie dobro, miłość, życzliwość. W nieprawdopodobnych ilościach. Nieważne stały się spory, trybunały, komisje, słupki w sondażach... ŚDM i młodzi pielgrzymi z zakątków całego świata pomogli nam wrócić do tego, co najważniejsze. "Jak oni się modlą! W jakim skupieniu!" - mówiła znajoma katechetka, która przyjęła pod swój dach czterech rosłych Zambijczyków. Roztańczeni i rozśpiewani goście pokazali, że wiara nie jest smutna, przypomnieli, że radość i wesele są darami Ducha Świętego, które w tych dniach hojnie rozlały się w Polsce.
"Upili się młodym winem" - mówiono o apostołach, kiedy Duch Światy na nich zstąpił i ich umocnił. Tak właśnie było w ostatnich dniach w Warszawie. Tę radość widać było na ulicach, na praskim Festiwalu Narodów i przed świątynią Opatrzności Bożej, kiedy tańcząc ze wzniesionymi rękami wspólnie uwielbiali Boga goście z zagranicy, polskie rodziny, starsi warszawiacy i księża w koncelebrze. I trochę żal, że ta radość, spontaniczność publicznie wyznawanej wiary, wyjedzie wraz z naszymi gośćmi. Ale mam nadzieję, że nie cała.
"Ale przyjdziecie na święta? - zapytała mieszkanka Radzymina odjeżdżających pielgrzymów z Ghany. Scenkę zanotowali dziennikarze portalu Aleteia, ale całkowicie oddaje to, co większość z nas czuje po wydarzenia, spotkaniach i przyjaźniach ostatnich dni. To dobro ŚDM już w nas pozostanie.