Około godziny drugiej w nocy otworzyła oczy, jakby znowu widziała. I zawołała głośno: – O! Jest już przy mnie, jest! – Kto, Joasiu? – zapytała mama Jadwiga. – Pan Jezus! – odpowiedziała z uśmiechem.
Umierała jak święta. I tak żyła, choć miała niecałe 19 lat. Jej ostatnie słowa przed śmiercią zapamiętała między innymi siostra Jadwinia, dla której starsza o cztery lata Joasia była nie tylko wielkim autorytetem, ale i opiekunką. Konając, Joasia długo patrzyła z przemiłym, pełnym zachwytu uśmiechem w jeden punkt. Potem oczy zaczęły powoli się zamykać, w uroczystość NMP Królowej Polski 3 maja 1964 roku. Ksiądz Czesław Białek STJ, który odprowadzał Joasię Krypajtis z tłumem wiernych w ostatnią drogę na cmentarz Powązkowski, mówił, że „w swoim cierpieniu żyła tylko Bogiem. Miała prawdziwego ducha miłości bliźniego. Była nie tylko heroicznie cierpliwa, ale niezwykle delikatna, subtelna i wyrozumiała”. Pochowano ją w białej sukni, przybranej żywymi szafirkami. Wyglądała pięknie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.