Przez kilkadziesiąt minut zwolennicy aborcji utrudniali ruch w centrum Warszawy.
- Przydałaby się jakaś kobieca dusza do poprowadzenia tej manifestacji - krzyczał przez megafon Maciej Bajkowski z Obywatelskiego Ruchu Demokratycznego. Ale jakoś żadna z kilkudziesięciu pań nie kwapiła się, by przejąć mikrofon. Gdy z głośników przy skrzyżowaniu ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej puszczał "Dom wschodzącego słońca" podpisywały petycję w sprawie referendum o samorozwiązanie parlamentu.
Tuż obok spora grupa licealistek i pań w średnim wieku spacerowały po pasach jednego z najważniejszych skrzyżowań stolicy. Z hasłami "Kobieta myśląca zagrożeniem dla władzy", "Jeszcze Pol(s)ka nie zginęła" i "Nie dla władców macic" zablokowały na kilkadziesiąt minut ruch, poruszając się powoli na pasach.
- Żądamy dostępu do rzetelnej edukacji seksualnej, antykoncepcji i skutecznych procedur medycznych in vitro - mówiła Marzena z jednego ze śródmiejskich liceów. Ubrana na czarno, z wymalowanymi ciemną szminką ustami trzymała kartkę z informacją o ogólnopolskim strajku kobiet.
Kobiety rozdawały przechodniom ulotki z ostrzeżeniem, że po wejściu procedowanej w Sejmie ustawy projektu "Ordo Iuris" lekarze będą bali się leczyć kobiety, których ciąże są zagrożone.