O tęsknocie, potrzebie modlitwy i nowej płycie z Antoniną Krzysztoń rozmawia Agata Ślusarczyk.
Agata Ślusarczyk: Prace nad nową płytą na półmetku. O czym zaśpiewa tym razem Antonina Krzysztoń?
Antonina Krzysztoń: To jeszcze tajemnica (śmiech).
Troszkę ją zdradzę, najprawdopodobniej nowa płyta będzie nosić tytuł „Skarb”.
Początkowo były dwa tytuły. Pierwszy z nich to „Korzenie”, a drugi właśnie „Skarb”. Skarbem są ludzie, których Bóg stawia na naszej drodze, skarbem jest rodzina. Nikt nie jest człowiekiem sam z siebie, mamy swoje korzenie. Płyta to wyraz wdzięczności za ludzi, których spotkałam na swojej drodze.
Mówi także Pani o niej „list”.
Płyta będzie bardzo osobista. Staram się dzielić tym, co we mnie najlepsze. Powstaje w przestrzeni modlitwy. Bo wielu ludzi modli się za nią. I to na pewno odciska się na płycie.
Dlatego tak wiele osób czuje się dotkniętych Pani twórczością?
Ostatnio po koncercie podszedł do mnie młody mężczyzna, urodziwy, i na oko silny. Taki facet. Powiedział, że dziękuje mi za moje piosenki. Uratowały go w trudnym czasie, gdy był na studiach. Mówiąc to zaczął płakać. To był dla mnie bardzo waży moment, a on stał mi się bliski. Ta i podobne historie, które się zdarzają, są dla mnie świadectwem działania Pana Boga. Myślę, że wiele osób grających i śpiewających doświadcza podobnych sytuacji. To bardzo zobowiązuje.
Czy utwory z nowej płyty także będą mocno oddziaływać? Już od wielu lat przecież tworzy Pani swoje pieśni zamykając się w klasztornym zaciszu. Szuka natchnienia…
W klasztorze o wiele lepiej mi się pracuje, jest cisza i spokój. Czuję też opiekę sióstr i braci. Kiedy po koncercie przychodzą do mnie ludzie, często proszę ich o dobre myśli i modlitwę, żeby „przyszły” do mnie nowe piosenki, nowe melodie. I teraz także was proszę, pomóżcie mi mojej pracy nad płytą… Mam nadzieję, że będzie się wam podobała, że przyniesie coś dobrego.
Kiedy więc będziemy mogli przekonać się, co jest tym tytułowym „Skarbem”?
Premiera płyty zaplanowana jest na wiosnę. Płytę nagrywam z moim zespołem, Marcinem Majerczykiem, z którym współpracuję już 20 lat, Marcinem Lamchem, kontrabasistą, José Manuelem Albánem Juárezem, grającym na instrumentach perkusyjnych. Będą też zaproszeni goście – na akordeonie zagra Andrzej Jagodziński, na skrzypcach Mateusz Smoczyński. Na ten moment nagrana jest całkowicie warstwa muzyczna. Od wielu lat nagrywam płyty analogowo i na 100 proc., czyli ze wszystkim, co dzieje się w studiu. Ta, ze względu na wymagającą warstwę muzyczną, będzie powstawać trochę inaczej.
Czekamy więc na muzyczne niespodzianki.
Zawsze staram się, by na płycie znalazły się jedna lub dwie piosenki, które wymykają się spod kontroli, przełamują klimat, otwierają na ciąg dalszy. Sztuka nie jest czymś zamkniętym, jest jak rzeka, która przepływa przez różne krainy. Płyta będzie z jednej strony muzyczną podróżą, z drugiej, pewną opowieścią…
Dużo w naszej rozmowie tajemnicy. Nie lepiej od razu ją zdradzić?
Tajemnice są potrzebne. To jest łaska. Tak jak istotny jest czas, byśmy mogli coś zrozumieć, odkryć, dojrzeć. Nie musimy i nie możemy wszystkiego od razu wiedzieć. By móc coś zobaczyć potrzebna jest przestrzeń i wolność. W mojej młodości zakochani długo czekali na spojrzenie, na uśmiech, kilkanaście razy czytali listy. Potrzebny jest czas, by w sercu rozwinęło się coś głębokiego. Teraz dużo łatwiej o kontakt. A to nie sprzyjają tęsknocie, która szlifuje serce, uczy je kochać. Czy to nie jest najważniejsze?