Wielka to zasługa teatru Ateneum, że odkrył dla warszawskich widzów autora, którego sztuki obiegły już całą Europę.
Florian Zeller subtelnie pokazuje oddalanie się ludzi od siebie budujących mury, narastające z wiekiem. Bo na ogół ta niemożność porozumienia się pojawia się w czasie, gdy mamy nieprzepartą ochotę zepchnąć na margines życia niegdyś bliskich, a dziś już niepotrzebnych nam ludzi. Ten problem stanowi główny wątek spektaklu „Ojciec” z koncertową rolą Mariana Opani w roli głównej. Wydaje się, że Florian Zeller potrafi skupić uwagę widza na tym, co próbujemy bezskutecznie wyprzeć z naszej świadomości, a co stanowi istotę rzeczy. Przejawia się to choćby w minimalistycznych tytułach, za którymi kryje się ocean spraw.
W innych miastach sztuki Zellera pokazywały się incydentalnie na scenach, zawsze równie powściągliwie sugerujące problem. Przykładem „Prawda”, „Kłamstwo” czy „Godzina spokoju”. Każdy z tych tekstów pokazuje możliwości, jakie kryją się w zarysowanych sprawnie postaciach. Rola córki w spektaklu „Ojciec”, którą gra przejmująco Magdalena Schejbal, to nieustanne znaki zapytania, jakie stawia sobie bohaterka z jednej strony opiekuńcza i odpowiedzialna, z drugiej ulegająca egoistycznym sugestiom swego partnera. Jeśli nawet kłopoty z pamięcią starszego pana mogą ją napawać troską, to nie wyczuwa niestety, że biorą się one z lęku o córkę (młodsza ukochana zginęła w wypadku samochodowym), a przygody z pamięcią to jedynie kamuflaż prawdziwego niepokoju.
W spektaklu widać całkowite porozumienie zespołu z młodą wnikliwą reżyserką Iwoną Kempą, co potwierdziły kuluarowe rozmowy po przedstawieniu. Dobrze więc zagłębić się w to, co boli, a co zakryte na co dzień przed ludzkim wzrokiem. I co Florian Zeller potrafi przetłumaczyć na język teatru.