Spektakl to lekcja, jak być szczęśliwym mimo ubóstwa.
Jak się okazuje o wartości i kształcie dzieła decyduje jeden człowiek. Człowiek z pasją, zdecydowany walczyć o wartości, którym sam jest wierny.To urodzony w 1929 roku Samuel Atzmon- Wircer. I nie to jest najważniejsze, że reżyser „Miasteczka Kasrylewka” posiada tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu w Izraelu, że studiował w Londynie i Nowym Jorku, ale że pielęgnuje korzenie z których wyrósł. A istotą tych korzeni jest język jidisz.
Dlatego spektakl pokazany w Teatrze Żydowskim grany jest właśnie w jidisz, a dla nie znających tego języka zamieszczane są napisy w języku polskim. Uroda tych dialogów to nie tylko język, który powoli odchodzi w przeszłość, ale klimat społeczności, którą łączą więzi emocjonalne.
Samuel Wircer wygnany z Polski przez politykę, nie przestawał tęsknić do miejsc dzieciństwa. Wojnę spędził jako zesłaniec na Syberii, w Kazachstanie i w Uzbekistanie. Szczęśliwie po wojnie zamieszkał z rodziną w Krakowie, ale niedługo przyszło mu cieszyć się z powrotu do Polski. Osiadł więc w Izraelu, gdzie ukończył studia aktorskie i gdzie występował na scenach wielu miast. Podczas studiów w Stanach Zjednoczonych poznał wybitnego polskiego reżysera Konrada Swinarskiego, co zaowocowało wieloletnią przyjaźnią. W Polsce występował w sztuce „Ostatnia miłość”, stanowiącą adaptację opowiadania Isaaka Singera, z którą odwiedził dwadzieścia miast.
Dlaczego te szczegóły biografii są tak istotne? Stanowią one dowód, że nieprzyjazne losy nie są w stanie pozbawić człowieka tego, co stanowi istotę jego osobowości, wyleczyć go z tęsknoty i poczucia tożsamości. Nigdy nie odszedł od teatru, nie odszedł też od misji wcielania w materię sceniczną tego, co stanowi trzon teatru żydowskiego: języka jidisz, choć wielokrotnie musiał toczyć o swój rodzimy język prawdziwe batalie. Jest przecież honorowym dyrektorem izraelskiego teatru grającego w jidisz.
W „Miasteczku Kasrylewka” granego na polskiej scenie, ten język brzmi jak egzotyczne, a jednocześnie ciepłe dla ucha dźwięki. Wystarczy poddać się tej melodii, by zrozumieć, że tych niezamożnych ludzi łączy coś, co daje im poczucie szczęścia. Według Szolema Alejchema, który opracował tekst przedstawienia, najważniejsze jest to, co łączy całą społeczność: poczucie człowieczeństwa. I może to właśnie łączy nas wszystkich? Pod warunkiem, że ulegając licznym pokusom, nigdy tego na dobre nie utracimy.