Biskup Michał Janocha pobłogosławił obraz Maryi z Dzieciątkiem w Lipiu k. Grójca. Czy w dawnym sanktuarium maryjnym odrodzi się Jej kult?
W 1640 r. część karmelitów przeniosła się do Warszawy, dając początek klasztorowi i kościołowi na Lesznie (obecnie kościół Narodzenia NMP, w al. Solidarności). Pozostała w Lipiu część konwentu karmelitów, zarządzała parafią do czasu kasaty zakonów w 1864 r., po powstaniu styczniowym. Wycofujące się w 1915 r. wojska rosyjskie spaliły kościół i zrujnowały przylegający do niego klasztor. Świątynię szybko odbudowano, ale ponownie spaliła się od uderzenia pioruna. Odbudowano ją w latach 1924-1931 w stylu późnorenesansowym.
Historia nowego obrazu rozpoczęła się od jednej fotografii, jaką wykonał w Lipiu w 1915 r. fotograf dokumentujący wojenne zniszczenia. Jego zdjęcie spalonej, zdeformowanej metalowej sukienki Matki Bożej, odnalezione po latach w warszawskim Instytucie Sztuki, zainteresowało proboszcza z Lipia ks. Kazimierza Lipiaka. Chciał odtworzyć wizerunek, ale na przeszkodzie stanęła mu śmiertelna choroba. Jego marzenie chciał spełnić obecny proboszcz ks. Tomasiewicz, lecz zadanie okazało się arcytrudne. Ani w parafialnym archiwum, ani w szufladach parafian nie zachowało się żadne zdjęcie łaskami słynącego wizerunku. Pozostało więc zdać się na domysły. Że skoro karmelici trzewiczkowi, przenosząc się na do Warszawy, czcili Matkę Bożą z Białynicz jako "Panią na Lesznie", prawdopodobne ten sam obraz - powszechnie cieszący się kultem w zakonie karmelitów - czczony był również jako "Pani na Lipiu".
Dla gości, także dla bp. Michała, zagrała orkiestra dęta.
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość
Nawiązując do uroczystego poświecenia wizerunku, bp Michał Janocha zauważył, że oznacza ono niejako "wprowadzenie go do kultu", by przypominał, że "wszystkie wymiary naszego życia należą do Boga".
- Mówiąc o poświęceniu mamy też na myśli kogoś, kto oddaje swoje siły, czas, życie dla ukochanej osoby. W ten sposób dotykamy istoty życia chrześcijańskiego, którego wzorem jest Maryja. Całe jej życie było dla Jezusa i tak jest na tym obrazie: Jezus zasiada na jej ramieniu po stronie serca - mówił biskup. - Żyjemy w czasach, kiedy na rozmaite sposoby wmawia się nam, żeby troszczyć się tylko o siebie, być dla siebie. Smutne jest takie życie, bo w nim nigdy nie będzie głębokich więzi, przyjaźni, miłości, tylko jakaś straszna samotność i ranienie innych. Bóg stworzył nas po to, żebyśmy siebie rozdali innym, pokroili jak chleb, poświęcili swoje siły i czas. Na tyle na ile poświęcamy siebie, odnajdujemy samych siebie. Tego nas uczy Maryja.