Marcin Zieliński przetarł szlak "ulicznej" modlitwy o uzdrowienie. I mówi: "Teraz wy".
Do Wieczoru Uwielbienia i Mocy Boga w katedrze warszawsko-praskiej, który 1 września miał poprowadzić Marcin Zieliński, 25-letni charyzmatyk ze Skierniewic, zostały niespełna 2 godziny. - Mamy mało czasu. Jedziemy jeszcze pomodlić się za chorą osobę - mówi pospiesznie Marcin.
Wsiadamy do auta. Kierunek: szpital przy ul. Szaserów. Marcin rozpoczyna modlitwę w drodze: "Panie, daj nam się skupić na dzisiejszym wieczorze". W samochodowych głośnikach leci "Jego miłość" zespołu TGD. Śpiewamy, modlimy się w językach, uwielbiamy Boga spontanicznie. Prosimy, żeby tak, jak 2 tys. lat temu, także dziś objawiał swoją moc, uzdrawiał..., żeby Jego miłość rozlewała się w sercach. Podczas modlitwy wyczuwalna jest Boża obecność.
W szpitalnej izolatce leży pani Daniela. Staruszka ciężko oddycha. Od kilku miesięcy walczy także z guzami w brzuchu. Lekarze dają jej kilka tygodni... O modlitwę nad nią poprosiła Marcina znajoma. Charyzmatyk bierze delikatnie chorą za rękę i prosi Boga o uzdrowienie. Napełnienie Duchem Świętym i pokój serca. Rodzina ukradkiem ociera łzy.
- Módlcie się także sami, kładźcie na nią ręce, przyzywajcie Ducha Świętego i proście o pokój serca. Pokój serca daje ulgę w chorobie - mówi na pożegnanie.
Po ok. 15 minutach opuszczamy szpital. I... setki chorych. - Trzeba zorganizować jakieś zespoły modlitewne i wrócić tu z posługą - dzielę się refleksją. - Modlitwa o uzdrowienie powinna być dla katolików czymś normalnym. Pan Jezus wielokrotnie modlił się nad chorymi. Ja przetarłem szlak "ulicznych” modlitw o uzdrowienie. Teraz dostaję filmiki z nagranymi świadectwami od ludzi, którzy widząc chore osoby, modlą się za nie - choćby na ulicy. Nie chodzi o to, by wszędzie zapraszać Zielińskiego, ale żeby samemu zacząć się modlić - mówi Marcin.
Kalendarz charyzmatyka już teraz pęka w szwach. Na umówienie czeka 300 posług - konferencji, warsztatów charyzmatycznych, modlitw o uzdrowienie, prywatnych zaproszeń. Wszystkie rozpatruje proboszcz parafii w Skierniewicach, w której wspólnotę "Głos Pana" prowadzi Marcin. I wydaje zezwolenie i błogosławieństwo na posługę.
W aucie modlimy się dalej. Na wysokości PGE Narodowy Kasi - koleżance Marcina - dziwnie "drętwieje" lewa ręka, a w kręgosłupie pojawia się ból. Współpasażerka tłumaczy, że poprzez fizyczne odczucia Bóg daje jej poznać, co tego wieczoru chce uzdrowić. O podobnych doświadczeniach pisze także w swojej książce "Rozpal wiarę. A będą działy się cuda" Marcin.
Zajeżdżamy do praskiej katedry. Wita nas Sławek Komuda, autor książki "Projekt Miłosierdzie", organizator modlitewnego spotkania. W podziemiach przygotowują się ekipy specjalne - do posługi modlitwy wstawienniczej i filtrowania świadectw. Do świątyni nie da się już wejść. Kilkaset osób stoi za parkanem. W środku z kolei nie ma czym oddychać. Do konfesjonałów ustawiają się długie kolejki. Niektórzy przyjechali z Krakowa, Kielc, Stalowej Woli, a nawet ze Szczecina. Według szacunków organizatorów, w spotkaniu uczestniczy ok. 5 tys. osób.
Mszy św. rozpoczynającej Wieczór Uwielbienia i Mocy Boga przewodniczy abp Henryk Hoser. - Zebraliśmy się, by Duch Święty na nowo ożywił w nas swoje dary i żebyśmy w tym Duchu modli wielbić Boga - mówi. Zwraca uwagę także, by nasze chrześcijaństwo nie było rozmyte, miękkie, łzawe, bez wymagań. - Jezus stawiał wymagania - tłumaczy.
Nauczania nie słychać na zewnątrz katedry. Ci, którzy mogą, włączyli transmisję Mszy św. przez Radio Warszawa. Z przyczyn technicznych nie można było oglądać spotkania na żywo przez kanał telewizji Salve TV.
Po Mszy św. rozpoczyna się uwielbienie. Każdy, jak potrafi, przyzywa Ducha Świętego. Niektórzy nieśmiało zaczynają podnosić wysoko ręce. Marcin stoi na schodkach ołtarza zatopiony w modlitwie.
W modlitewnym spotkaniu wzięło udział ok. 5 tys. osób Agata Ślusarczyk /Foto Gość
Charyzmatyk rozpoczyna nauczanie od osobistej historii: bycia "w porządku" katolikiem, poprzez osobiste poznanie Jezusa. I wejście z Nim w relację. Zachęca, by odkurzyć Biblię i podejmować kroki wiary. Sam przytacza wiele historii ze swojego życia, kiedy zaryzykował... Wiele z nich opisał także w swojej książce.
- Wychodzę ze spożywczego, jestem na pasach i nagle - pamiętam, jak dzisiaj - słyszę: "Kolana pani ze sklepu”. I wiem, że to Duch Święty, bo kto inny takie dziwne rzeczy może mówić mi na środku pasów? I masz wybór: albo zrobisz to, co podpowiada ci umysł: "Nie wygłupiaj się", albo powiedzieć: "Duchu Święty, skoro powiedziałem ci dziś: »Idę za Tobą«, to podejmuję ryzyko". Wiara równa się ryzyko. Po czym wiesz, że wierzysz, że podejmujesz kroki wiary - mówił charyzmatyk.
Wielokrotnie podkreślał, że wiara to relacja z Bogiem. - Cały sekret polega na tym, żeby zamknąć się w pokoju i powiedzieć: "Duchu Święty, przyjdź, mogę się z Tobą ponudzić" - mówił. Dodał, że takie stwierdzenie może burzyć schematy modlitwy, w których funkcjonujemy. - Duch Święty chce przyjść i odnowić w nas ducha modlitwy, byśmy kochali spędzać z Nim czas. Byśmy umieli rezygnować z przyjemności, by spędzić z Nim czas. Chcę wam powiedzieć, że z tego miejsca będą rodziły się wielkie posługi - powiedział. - To, co jest najważniejsze, to twój czas na kolanach z Bogiem, kiedy nikt cię nie widzi. I każdego dnia musimy o to walczyć - mówił.
Na ołtarzu wystawiony został Najświętszy Sakrament. Marcin modli się o uzdrowienie chorób układu kostnego, oczu, uszów, kalectwa... Wspomina także tych, których przynieśliśmy w sercach. Prosi, by sprawdzić, czy coś się zmieniło w miejscach, które dotąd bolały. Wiele osób podnosi rękę na znak, że czują zmianę.
Prosi, by do zespołów filtrujących świadectwa podeszły osoby, które chcą złożyć świadectwo uzdrowienia. Pod ołtarz podchodzi kilkadziesiąt osób. Wyginają chore nadgarstki, zdejmują okulary, kręcą szyją, dotykają zanikających guzków. 77-letnia pani Maria podnosi do góry aparaty słuchowe i okulary. - Po modlitwie zdecydowanie lepiej widzę, a przede wszystkim lepiej słyszę. To nie jest takie 100 proc. Ale jest znaczna poprawa - cieszy się. Kasia spisuje świadectwa, prosi także o kontakt i prosi, by uzdrowione osoby udały się po orzeczenie lekarskie.
Na ten moment czekałam cały wieczór. Posługa modlitwy wstawienniczej, czyli wspólnego wołania do Boga o Jego miłosierdzie. Dwójkami rozstawiamy się po całej katedrze. Chętnych do "omodlenia" nie brakuje. Na oko - roboty będzie do północy. Nad każdym przyzywamy mocy Ducha Świętego, prosimy o uzdrowienie z depresji, zniewoleń, natrętnych myśli, siły i Bożej mądrości do rozwiązania rodzinnych problemów.
Kończymy faktycznie przed północą. Szczęśliwi. I spełnieni. Bo robimy to, do czego zostaliśmy stworzeni: głosimy Boże królestwo!