Dziś Marek i Waldek dziękują Bogu za każdy upadek. Bo dzięki nim odnaleźli wiarę.
Jest mroźno. Chodniki pokryte lodem. Trudno się po nich porusza bez odpowiedniego obuwia. Z Markiem i Waldkiem wyruszam na sprawdzenie nowej trasy. Po raz pierwszy 23 marca Ekstremalna Droga Krzyżowa wyruszy z kościoła św. Patryka na Gocławiu. Do przejścia będzie 44 km.
- Ekstremalnie jest wtedy, kiedy przestajesz pić - rzuca Waldek, jeden z inicjatorów praskiej EDK.
Już wiem, że nie będzie to opowieść o kolejnych przebytych kilometrach, ale o twardym jak zimowy lód życiu anonimowych alkoholików.
Upadek pierwszy i kolejne
Swoich potknięć tak naprawdę nie są wstanie policzyć. Waldek był prezesem fundacji. Zarabiał grube pieniądze i kolekcjonował sukcesy: kolejne egzotyczne podróże, górskie szczyty, maratony, samochody. Pił. I przestać nie mógł. Dlatego, jak sam twierdzi, Bóg pozwolił, by do picia doszedł jeszcze hazard. W końcu sięgnął dna.
- Miałem długi u mafii. Rodzice znaleźli mnie w kasynie śpiącego między muszlą klozetową, a pisuarem. Zabrali do domu. W kółko powtarzałem jedno słowo: "koniec" - wspomina.
Na meeting dla anonimowych alkoholików zaprowadziła go żona. Tam po raz pierwszy, z wielkim trudem powiedział: mam na imię Waldek i jestem alkoholikiem. "Ja, Wielki Prezes” - ale tego już nie dodał. Nie pije już od 24 lat. Codziennie prosi Boga, by dał mu siłę. Tylko na dziś, na 24 godziny, bo na całe życie jeszcze za trudno mu prosić.
Marek wytrzeźwiał, gdy żona złożyła pozew o rozwód. Opatrzność sprawiła, że na spotkanie dla anonimowych alkoholików skierowała go sędzia. - Nigdy potem nie słyszałem o takim przypadku. Dla mnie był to Boży palec - mówi.
Na meeting nie chciał pójść, bał się stanąć w jednym rzędzie z "czerwonymi nosami”. - Zobaczyłem radosnych ludzi, pogodzonych z życiem, którzy rozumieli moje cierpienie. Po raz pierwszy zaufałem drugiemu człowiekowi - mówi.
Dziś ufa także Bogu. To od Niego ma pokój serca i radość. - Z upadków nauczyłem się powstawać. A jedyną metodą są własne kolana - mówi z pokorą.
Dziś Waldek i Marek uważają, że alkoholizm to dla nich dar.
Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż
Jak sami mówią, "byliby bydlakami”, gdyby swoje doświadczenia, a co najważniejsze - nadzieję na lepsze życie - zachowali tylko dla siebie. Świadectwem wyjścia z choroby alkoholowej dzielą się jako członkowie Wspólnoty AA w więzieniach i na oddziałach detoksykacyjnych. Dlatego Ekstremalna Droga Krzyżowa, którą inicjują na Pradze, przejdzie obok Aresztu Śledczego w Warszawie-Grochowie, szpitala w Dwernicy i Aresztu Śledczego na Białołęce.
- Dla mnie Droga Krzyżowa to nie tylko upadki, ale przede wszystkim spotkania z różnymi cyrenejczykami - wtrąca Waldek.
Gdy przestał pić i zaczął dawać świadectwo wyjścia z nałogu, na swojej drodze spotyka ich wielu. - "Moi" więźniowie pomagają mi trzymać pion, często zawstydzając mnie… Ja potrafię użalać się nad brakiem pracy, a Januszek jednym uśmiechem od ucha do ucha mówi mi: Przestań, bo grzeszysz - mówi. I wymienia dalej: Jurek miał tylko chrzest, a to on zaprowadził mnie do Kościoła.
Po chwili zadumy przyznaje, że w każdej ze stacji Drogi Krzyżowej odnajduje siebie.
- Spotkanie z Piłatem też było spotkaniem. Ja także wielokrotnie umywałem ręce. Pięć lat byłem namawiany, by dawać świadectwo. A ja nie dając im nadziei, "skazywałem” uzależnione osoby na cierpienie - przyznaje.
Boga działającego cuda spotyka nie na kartach Ewangelii, ale w prawdziwym życiu, kiedy jego "podopieczni” zakładają rodziny, podejmują pracę czy wracają do wiary.
Marek przez wiele lat był z kolei wolontariuszem w Telefonie Zaufania Anonimowych Alkoholików. Codziennie po drugiej stronie słuchawki spotykał swoją mamę, córkę czy ojca…
- W ich głosie słyszałem swoich bliskich. Ich lęk o mnie, bezradność, a z drugiej strony miłość. Dopiero teraz wiem, co oni tak naprawdę przeżywali - mówi Marek.
Waldek i Marek na tegoroczną EDK pójdą po raz pierwszy. Ale nie żeby się sprawdzić. W nocnej ciszy chcą usłyszeć głos Kogoś, Kto przeszedł ją już przed nimi. I modlić się za tych, którym brakuje sił, by samemu się podnieść…