Brawa dla znanego kaznodziei o. Adama Szustaka OP rozległy się w kościele MB Królowej Polski w Wołominie. Dominikanin w niekonwencjonalny sposób przypomniał, czym jest miłość małżeńska.
"Pociągnąłem ich ludzkimi więziami… - droga do uzdrowienia relacji” - to tytuł dwudniowych rekolekcji, które 4 i 5 czerwca w parafii MB Królowej Polski w Wołominie głosi znany kaznodzieja o. Adam Szustak OP. Spotkanie poprzedzone Mszą św. zgromadziło tłumy wiernych - starszych i młodych, i małżeństw z pobliskich wołomińskich parafii.
W pierwszy dzień rekolekcyjnego spotkania wprowadziła uczestników Ewangelia o powołaniu celnika Lewiego. Kaznodzieja wyjaśnił, że to jest Ewangelia o tym, w jaki sposób Pan Jezus patrzy na każdego człowieka i w jaki sposób my mamy patrzeć na siebie nawzajem.
Ojciec Szustak, nawiązując do interpretacji tej Ewangelii przez o. Augustyna Pelanowskiego, powiedział, ze Mateusz w oczach Jezusa zobaczył dwie rzeczy. - Pierwszą są słowa: "Mateusz, ja ciebie wezmę i nie będę się ciebie wstydził". Każdy z nas marzy o takich oczach, które mówią: "Choćbyś nie wiem co zrobił, choćbyś nie wiem, kim był, to ja się ciebie nie wstydzę”. Drugą rzeczą, którą zobaczył, były słowa: "Mateusz, faktycznie nie jest z tobą za fajnie, bo jesteś celnikiem i grzesznikiem, ale ja wierzę, że będą z ciebie ludzie" - powiedział.
O. Adam Szustak OP w wołomińskiej parafii wygłosił dwudniowe rekolekcje Agata Ślusarczyk /Foto Gość Wyjaśnił, że małżeństwo polega właśnie na zachwycie drugą osobą. Dominikanin podkreślił, że rozpad więzi następuje, kiedy "ludzie przestają na siebie patrzyć z zachwytem, zaczynają się siebie wstydzić, kiedy przestają wierzyć w siebie, że coś się jeszcze da zrobić".
Kaznodzieja przypomniał, że zachwyt Boga nad człowiekiem widoczny jest już od pierwszych kart Pisma Świętego, w Księdze Rodzaju, w opisie stworzenia, a tym, który odrzucił ten Boży zachwyt, jest szatan. Stajemy się podobni, kiedy uwierzymy, że drugi człowiek jest "beznadziejny”, kiedy przestaniemy widzieć jego wartość.
Opowiedział także swoje "uzdrawiające" doświadczenie z czasów nowicjatu, kiedy zwierzył się przełożonemu ze wszystkich swoich grzechów, trudności i rozterek. Zamiast wyrzucenia ze zgromadzenia, czego się spodziewał, doświadczył akceptacji i przyjęcia. "Skoro jest ci ciężko, to ja to z tobą wezmę i będziemy to nosić” - usłyszał od przełożonego.
- Wówczas zrozumiałem, na czym polega miłość. Miłość jest wtedy, kiedy jedna strona daje drugiej stronie dostęp do wszystkiego, co jest dla niej najgorsze, a druga strona mówi: "To ja będę to z tobą nosić”. Czyli: ja ciebie z tym chcę - mówił.
Zachęcał, by wyciągać w relacjach "uschłą rękę” i pozwalać, by ją ktoś pokochał. Przypomniał, że na tym właśnie polega Boża logika miłości - kochać to, co słabe i grzeszne. - Myślę, że 70 proc. małżeństw w tym kościele nie zaczęło się jeszcze kochać - ocenił.
Nawiązując do swoich święceń kapłańskich, gdzie kandydaci do kapłaństwa, leżąc krzyżem na posadzce, proszą współbraci i przełożonych to jedno: przebaczenie win, których jeszcze nie popełnili, zauważył, że w podobny sposób mógłby wyglądać sakrament małżeństwa.
Wiele osób uważnie słuchało słów kaznodziei Agata Ślusarczyk /Foto Gość - Jak ja będę papieżem, to rytuał będzie wyglądał następująco: ona będzie leżała na ziemi w tej sukience, na posadzce, on będzie stał obok niej i będzie mówił: "Czego?”. A ona tam z ziemi będzie odpowiadać: "Miłosierdzia”. Potem on na ziemię, ona wstaje i ona do niego: "Czego?”, a on: "Miłosierdzia” - wyjaśnił.
W kościele rozległy się gromkie brawa. - To jest istota małżeństwa - nieustanne okazywanie miłosierdzia tej drugiej stronie - wyjaśnił.
Zdaniem o. Szustaka receptą na udane relacje przyjacielskie i małżeńskie jest wzajemne przyjmowanie słabości drugiego człowieka i noszenie jej razem z nim.
- To jest ulubiony sposób działania Boga, jeśli się tego nie nauczymy, to nigdy nie zbudujemy małżeństw, przyjaźni. Jestem przekonany, że małżeństwa rozpadają się tylko i wyłącznie z jednego powodu: u początku jest jedno - albo jedna strona nie chce dać tego, co ma w sobie słabe, albo ktoś nie chce przyjąć słabości drugiej strony. A zazwyczaj jest to kombinacja obydwu - ktoś nie chce dać i przyjąć - wyjaśnił.
Na zakończenie przypomniał, że na kartach Pisma Świętego jest wiele "beznadziejnych” historii, np. Piotra, Pawła czy Abrahama, z których Bóg wyprowadził to co najlepsze. - To jest model Bożej miłości - powiedział.