Już pewnie zobaczyła się z ukochanymi "Zośką", "Rudym" i Alkiem. Pewnie Sienkiewicz z Żeromskim gratulowali jej pióra. Ale nam będzie brakowało uśmiechu i fioletowych sukienek Barbary Wachowicz.
Tłumy przyjaciół, harcerzy i czytelników pożegnały na Powązkach Wojskowych "fioletową Damę". Mszy św. w intencji Barbary Wachowicz przewodniczył bp Michał Janocha, a homilię wygłosił ks. Bronisław Paweł Rosik.
Na początku eucharystii odczytano list prezydenta RP Andrzeja Dudy i min. kultury Piotra Glińskiego. - Polska żegna dziś postać wyjątkową, która oddała ojczyźnie życie, talent i serce – napisał prezydent.
- Żegnamy dziś Basię. Pisarkę Losu Polskiego, Mistrza Mowy Polskiej, Druhnę Honorową. Miała Basia tytułów bez liku. Ale tak naprawdę żegnamy przyjaciela. W tym jednym słowie zawiera się bowiem całe życie Barbary Wachowicz - mówił ks. Rosik w homilii. - Barbara Wachowicz nie żyła dla siebie. Żyła dla nas. Żyła - jakże to dziś niemodnie brzmi - dla Polski. Krzewiła patriotyzm w jego najczystszej, pozbawionej doraźnych, politycznych elementów formie. Formie wyniesionej z domowego umiłowania ojczyzny, wpajanej Jej przez ukochaną Babunię Annę w rodzinnym majątku Krzymosze na Podlasiu.
Pallotyn, który współpracował z Barbarą Wachowicz przez 12 lat wspominał, że zmarła 7 czerwca pisarka w każdą ze swych podróży zabierała cztery ramki. W pierwszej obraz „tej co w Ostrej Świeci bramie". W drugiej zdjęcie kochanego „Napiórka". W trzeciej jedyną ocalałą fotografię Babuni Anny, a w czwartej - wykonany przez nią haft.