W każdym budżecie – domowym czy obywatelskim – chodzi o to, żeby pieniądze wydać z pożytkiem, a nie tylko wydać. Podobają mi się pomysły doposażenia miejskich bibliotek, sadzenia drzew, wieszania na nich budek dla ptaków...
Zawsze poprę pomysły zwiększające bezpieczeństwo na drogach, łatające dziury w chodnikach i wydłużające trasy rowerowe. Rozumiem, że dom kultury marzy o pianinie, a szkoła chce mieć porządną pracownię komputerową. Ale niekoniecznie uważam za potrzebne i zasadne wydawanie setek tysięcy złotych ze wspólnej kasy na zakup miśków dla pierwszaków z ursynowskich szkół, zorganizowanie festiwalu orkiestr dętych w dzielnicy, w której nie ma ani jednej takiej orkiestry, czy też rozdanie mieszkańcom ponad 30 tys. sadzonek roślin w sytuacji, gdy przyblokowych ogródków jest doprawdy niewiele. Nie przekonuje mnie rozdawanie mieszkańcom wielkiej płyty doniczkowych roślinek antysmogowych za 74 tys. zł. Temat chwytliwy, bo w dużych miastach smog daje się we znaki, jednak nie ma dowodów na to, że paprotka czy dracena na parapecie radykalnie poprawi jakość powietrza w Warszawie. Nie wiem też, dlaczego mielibyśmy wydawać ponad 7 tys. zł na „naturalnie powstające łąki”, czyli na koszenie trawy w ursynowskim parku nie co miesiąc, ale dwa razy w roku. Logicznie rzecz biorąc, taka zmiana powinna dać oszczędności, a nie generować wydatki. Przeglądajmy więc projekty uważnie i wybierajmy te sensowne.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.