Do jego konfesjonału zawsze ustawiały się kolejki. Dla parafian z Wrzeciona ks. Marian Prus miał nie tylko wielkie serce, ale także pełne kieszenie słodyczy. Żegnali go jako ojca, długo nie mogąc się rozstać z wieloletnim proboszczem.
Księdza Mariana Prusa, kochanego proboszcza i budowniczego kościoła na Wrzecionie, żegnały tłumy parafian. Wśród nich brat i rodzina, mieszkańcy Wielgolasu, skąd pochodził, delegacje szkół, wierni, a także pracownicy pobliskiego marketu Agora, w którym zaopatrywał się przez lata w cukierki. To nimi przez lata częstował wszystkich, także penitentów, którzy w długich kolejkach ustawiali się do jego konfesjonału.
- Był naprawdę męczennikiem konfesjonału - mówi Katarzyna Soborak, parafianka, która pamięta początki parafii. Wspomina, że gdy kończyły się pieniądze na materiały budowlane, sprzedawał wszystko, co miał cennego, łącznie ze swoim motocyklem. - Dla każdego miał uśmiech - mówi parafianka.
- Urzekała mnie jego pobożność maryjna. Ale najbardziej będzie go wam brak chyba w konfesjonale - mówił abp Józef Górzyński w homilii pogrzebowej Tomasz Gołąb /Foto Gość - Wypełniał swoje powołanie owocnie przez 58 lat, w tym przez 35 lat na Wrzecionie. Nie pretendował do funkcji i godności. Jedne i drugie przyjmował z pokorą i zażenowaniem. Cieszył się za to z sukcesów innych. Do tego stopnia, że gdy objąłem parafię, to mi przypisał zasługę, że po latach udało się wyremontować drogę przy kościele. Gdy zwróciłem mu uwagę, że nie ma w tym żadnej mojej zasługi, powiedział: "Mi ten sukces do niczego nie jest potrzebny, a tobie się przyda" - wspominał w homilii pogrzebowej jego następca, abp Józef Górzyński, ordynariusz warmiński. - Najbardziej cieszyła go szczera wiara ludu Bożego, tym się autentycznie cieszył. To było jego prawdziwe pragnienie i mobilizacja do posługiwania, szczególnie w konfesjonale. Tam będzie go pewnie wam najbardziej brakować - mówił abp Górzyński.
W pogrzebie wzięło udział 50 kapłanów, w tym dziewięciu, z którymi ks. Prus przyjmował święcenia kapłańskie udzielone przez kard. Stefana Wyszyńskiego 26 czerwca 1960 r. Ksiądz Marian przeżył 82 lata, z czego w kapłaństwie 59 lat.
Ks. prałat Marian Prus, długoletni proboszcz i budowniczy kościoła parafialnego Niepokalanego Poczęcia NMP, zmarł rankiem 16 stycznia Tomasz Gołąb /Foto Gość
Jako wikariusz posługiwał duszpastersko w parafiach obecnie należących do trzech diecezji (warszawskiej, warszawsko-praskiej i łowickiej): Belsk, Powsin, Ducha Świętego w Łowiczu, Nawrócenia św. Pawła w Warszawie na Grochowie, św. Wawrzyńca w Kutnie, a także w Rawie Mazowieckiej, Wołominie, Ursusie i Kobyłce.
Potem był proboszczem w parafiach w Giżycach, Dobrem i parafii Niepokalanego Poczęcia NMP na Wrzecionie. W tej ostatniej był także budowniczym kościoła i domu parafialnego. Od 1983 r. był wicedziekanem dekanatu bielańskiego.
Ks. Marian Prus ustąpił z urzędu proboszcza zanim jeszcze osiągnął wiek emerytalny.
- Uznał, że duża parafia i nowe wyzwania potrzebują młodszego proboszcza i podał się do dymisji wcześniej niż musiał. Bardzo pokornie to rozeznał i było to dla mnie budujące - wspomina abp Górzyński, akcentując maryjną duchowość ks. Prusa. Pamięta, że ks. Prus poprosił jedynie, by w pozwolić mu mieszkać na emeryturze w parafii i pozostawić mu kawałek ukochanego ogródka.
Mszy św. pogrzebowej przewodniczył kard. Kazimierz Nycz. Ks. Marian Prus spoczął w grobach kapłańskich na Powązkach.