- Nieraz płakałem w poduszkę, przyrzekając sobie, że będę takim ojcem, jakiego nigdy nie miałem - wspomina Marcin Ostrowski, założyciel fundacji "Ja Jestem". Dziś jest szczęśliwym ojcem. I wskazuje innym drogę, jak odnaleźć Boga.
Na przyjście bezdomnych wszystko przygotowane. Dwa razy w tygodniu w podziemiach bazyliki Najświętszego Serca Pana Jezusa spotyka się kilkadziesiąt osób. Marcin Ostrowski założyciel fundacji "Ja Jestem” wierzy, że Bóg w życiu ludzi z marginesu może uczynić to samo, co w jego: dać zmartwychwstanie.
- Wychowałem się w wierzącej rodzinie, ale nasza wiara była martwa - zaczyna swoją opowieść Marcin Ostrowski. Odkąd pamięta, zawsze gonił za czymś, co miało go nasycić. Był kucharzem, pracował w rodzinnym warsztacie samochodowym, prowadził punkt handlowo-usługowy, pracował w radiu, miał firmę komputerową i grał na giełdzie. Na końcu, zamiast spełnienia, była pustka.
- Chciałem mieć rodzinę, ale to się nie udawało, kolejne związki się rozpadały. Chciałem być spełniony w pracy i dużo zarabiać. Chodziłem tam, gdzie było modnie, uczyłem się tam, gdzie było modnie, przebywałem tam, gdzie było modnie, ale nie przebywałem tam, gdzie były moje pragnienia - wspomina.
Ukojenie dawała mu heroina.
W tym czasie do Polski przyjechał Jan Paweł II. Mama Marcina załatwiła wejściówki na Mszę św. z papieżem. Sama nie mogła pójść, więc wysłała go z siostrą. - Wziąłem torbę narkotyków i pojechałem na pl. Piłsudskiego, jeszcze przed Mszą św. poszedłem zapalić - wspomina.
Po pół godziny wytrzeźwiał totalnie. - Byłem zły, bo pomyślałem, że dealer sprzedał mi lewe prochy - mówi. - Nie mogłem się nigdzie ruszyć po towar, poza tym musiałem pilnować siostry, stałem więc i słuchałem, co mówi papież. Zacząłem uświadamiać sobie, że droga, którą podążam, jest zupełnie inna od tej, którą pragnąłem iść jeszcze jako dziecko.
Kiedy miał półtora roku, odszedł do niego ojciec, mama związała się z innym mężczyzną. Brakowało mu ojca. - Nieraz płakałem w poduszkę, przyrzekając sobie, że będę takim ojcem, jakiego nigdy nie miałem. Zbuduję taką rodzinę, w której nie będzie brakowało tego, czego mi brakowało - miłości i obecności - wspomina. Decyzja o zerwaniu z narkotykami przyszła w jednej chwili. Chciał zostać ojcem.
Cały artykuł w 16. numerze warszawskiego "Gościa Niedzielnego" na 21 kwietnia.