Setki osób wzięły udział we Mszy św. pogrzebowej zamordowanego Marka Tarnowskiego. Na trumnie została położona palma. Liturgii przewodniczył kard. Kazimierz Nycz.
Liturgię koncelebrował biskup pomocniczy diecezji warszawsko-praskiej Marek Solarczyk oraz wielu kapłanów związanych Drogą Neokatechumenalną, do której należał śp. Marek Tarnowski. Msza św. pogrzebowa została odprawiona 24 kwietnia w kościele św. Feliksa z Kantalicjo w Marysinie.
GALERIA ZDJĘĆ: Pogrzeb śp. Marka Tarnowskiego
- Myślę, że jest dla nas wszystkich ogromną łaską przeżywać uroczystość pogrzebową w takim właśnie czasie, kiedy Kościół z mocą nie tylko głosi, ale przeżywa i uobecnia zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa - rozpoczął homilię ks. Paweł Rogowski.
W ostatniej drodze towarzyszyły śp. Markowi Tarnowskiemu setki żałobników. Agata Ślusarczyk /Foto Gość- Wielu z nas pyta Boga: "Dlaczego to spotkało Marka, który był człowiekiem dobrym i sprawiedliwym, który kochał swoją żonę, dzieci, wnuki, wspólnotę, której nie szczędził czasu? Który kochał Jezusa Chrystusa i Jego Kościół, dla którego oddawał swoje życie?". Był człowiekiem kochającym ludzi i tego doświadczała nie tylko jego rodzina, ale bardzo wielu z nas, w tym starszych i takich, którzy naprawdę potrzebowali pomocy. Był znakomitym fachowcem, którego jeszcze potrzebowała jego firma - wymieniał kaznodzieja.
- Brakuje nam go - jego mądrości, spokoju, cichości, uśmiechu - bo jak tym dwóm uczniom z dzisiejszej Ewangelii idącym do Emaus, wydawało się, że powinno być inaczej. "A myśmy się spodziewali…" - kontynuował.
Duchowny zachęcił, by w tym wydarzeniu - tak trudnym - odkrywać obecność zmartwychwstałego Chrystusa i wyznawać, że Jezus jest Panem życia i śmierci. - Żebyśmy uwierzyli, że życie Marka nie skończyło się, ale się zmieniło, bo Marek uwierzył, a ci, co uwierzą, nie giną, ale mają życie wieczne - podsumował.
Wyrazy współczucia złożyli wdowie warszawscy biskupi. Agata Ślusarczyk /Foto GośćW imieniu całej rodziny głos zabrał syn, ks. Maciej Tarnowski. - Tata był człowiekiem sprawiedliwym, ale nie dlatego, że nie miał grzechu; on był sprawiedliwy, bo słuchał Boga zawsze. Pytał się, co Pan Bóg chce od nas, mówił, żeby nie planować, kiedy były jakieś kłopoty, zawsze mówił: "Pan Bóg przewidzi, nie martwicie się”. I Bóg przewidział także dla mojego taty śmierć, niektórzy mówią tragiczną, dramatyczną, morderstwo - nie! Pan Bóg przewidział dla mojego taty śmierć chwalebną.
Wyjaśnił, że śmierć jego ojca nastąpiła zaraz po odbyciu spowiedzi z całego życia. - W tym stanie łaski wrócił do Pana, nie dlatego, że myśmy tak chcieli, ale że On tak chciał. Umrzeć w ten sposób to jest łaska - kontynuował.
Dodał, że wiara w zmartwychwstanie była fundamentem życia śp. Marka. Przytoczył ostatnią rozmowę z tatą, który pytał go, czy nie chciałby oddać swojego życia za Chrystusa, tak jak to zrobiła wspominana w Wielkim Poście męczennica z Burgos. - I Chrystus był wierny, pozwolił mu oddać życie w ten sposób, dlatego na jego trumnie jest palma, która jest palmą zwycięską - podkreślił ze wzruszeniem.
Swoim wspomnieniem podzielił się także jeden z katechistów, którzy był przy śmierci Marka Tarnowskiego. Mężczyzna podkreślił, że katechezy głoszone przez Marka był bardzo radykalne i konkretne. - Marek nauczał, że Bóg wskrzesił Jezusa i uczynił go Panem każdej sytuacji i każdej śmierci. Powtarzał, że nie ma takiej sytuacji, takiej śmierci, z której by Chrystus nie wydobył człowieka. Jestem dziś głęboko przekonany, że Marek otrzymał to, co głosił, życie wieczne w Chrystusie Zmartwychwstałym - powiedział.
Na zakończenie liturgii głos zabrał kard. Kazimierz Nycz. Zwrócił uwagę, że mimo iż śmierć śp. Marka po ludzku była tragiczna i dramatyczna, nie wolno sakralizować zła i grzechu - nawet jeśli patrzymy na to, co się stało z perspektywy zmartwychwstania. - Zło pozostaje złem. Gdybyśmy tą drogą poszli za daleko, bylibyśmy o krok od powiedzenia, że Pan Bóg tak chciał. A to przecież nie będzie to poprawne - powiedział kard. Nycz.
Metropolita warszawski zwrócił także uwagę na to, że nagła śmierć pokazuje, jak ważne jest przygotowanie na spotkanie z Chrystusem. - Ta spowiedź tuż przed śmiercią. Spowiedź na końcu Drogi Neokatechumenalnej, którą szedł - to jest nauka dla nas wszystkich, byśmy nie tyle bali się śmierci nagłej, ile bali się śmierci nieprzygotowanej - podkreślił.
Po Mszy św. z kościoła św. Feliksa z Kantalicjo w kierunku cmentarza wyruszył kondukt żałobny. Wzięło w nim udział kilkuset żałobników - siostry zakonne, księża, członkowie Drogi Neokatechumenalnej i rodzina.