Wiceprezydent rozpoczęła jednak konferencję prasową od krytyki reformy edukacji. - Mówimy o setkach tysięcy dzieci w całej Polsce skrzywdzonych reformą edukacji. Mówimy o upychaniu młodzieży w szkołach i to jest najbardziej bolesne. Mamy uczniów, którzy dostawali się na 197. pozycji swojego wyboru, i to jest dobre podsumowanie sytuacji, w której się znaleźliśmy - mówiła wiceprezydent. - Problem był z liceami, bo młodzież nie chciała słuchać pani minister Anny Zalewskiej i chciała uczyć się w liceach, a nie w technikach czy szkołach branżowych. W najlepszych szkołach rankingowych nie byliśmy w stanie podwoić liczby oddziałów. A to oznacza, ze znakomici uczniowie, z czerwonymi paskami na świadectwach, w tym roku w liczbie 1400 przesunęli się w tej kolejce trochę niżej, do liceów z kategorii "średniaków".
Chwilę później przyznała, że w liceach zajmujących pierwsze 20 miejsc w rankingach pozostało 470 wolnych miejsc. Uczniowie mają więc jeszcze szansę dostać się do najlepszych placówek m.in. do „Staszica", „Batorego”, „Czackiego”, „Hoffmanowej”, „Jeziorańskiego”. - Zanim pan minister Piątkowski ogłosi wielki sukces reformy oświaty, bo uczniowie gdzieś się dostali, to słowo gdzieś w pamięci młodzieży zostało na pewno. Jest oburzona, rozczarowana i czuje się oszukana. Słowo "gdzieś" jest dla mnie kwintesencją tej deformy - podsumowała R. Kaznowska.
W krytyce wtórowała jej Dorota Łoboda, przewodnicząca Komisji Edukacji w Radzie Warszawy: - Pan minister nie martwi się tym, że nasze dzieci są w rankingach najbardziej nieszczęśliwymi dziećmi w szkole na 49 badanych państw. 1 września pójdą do szkół średnich uczniowie i uczennice, którzy będą nieszczęśliwi, zbuntowani, sfrustrowani, że znaleźli się nie tam, gdzie chcieli. Będziemy mieli pokolenie nieszczęśliwych dzieci, które swojej szkoły jeszcze bardziej nie będą lubiły niż do tej pory.