Grypsujący twardziele po kilkudziesięciu kilometrach miękną. - Przed tobą otworzy się kiedyś brama więzienia, a ja na tym wózku spędzę dożywocie - mówi im Irek z Legionowa, któremu skazani pomagają dotrzeć na Jasną Górę.
Mówi, że złamał chyba wszystkie paragrafy Kodeksu karnego. Jednak dziś Piotr jest kierowcą w Belgii, a jego życie pokazuje, że cuda się zdarzają. Siedem lat starał się, by pójść na pielgrzymkę z niepełnosprawnymi.
Dla części skazanych piesza pielgrzymka to rodzaj odskoczni od monotonnego więziennego życia. Piotr zdał sobie sprawę, że po 15-letnim wyroku coś zmieni albo wróci za kraty. W więzieniu na Rakowieckiej trafił jednak na Marka Łagodzińskiego, założyciela Fundacji "Sławek", zajmującej się początkowo jedynie pomocą więźniom, a dziś wszystkim wykluczonym. To on zabrał go na pierwszą pielgrzymkę z niepełnosprawnymi. Był 2007 rok.
- Po raz pierwszy od wielu lat przystąpiłem wtedy do spowiedzi. Opiekowałem się Zdzisiem, mężczyzną z porażeniem mózgowym. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem - mówi.
Na pielgrzymce osób niepełnosprawnych doświadczył nie tylko Bożej łaski, ale dotknął ludzkiego cierpienia. Takiego, którego w swoim przestępczym życiu on też był sprawcą. W więzieniu skończył szkołę, napisał maturę, nauczył się introligatorstwa. Na drugą pielgrzymkę wybrał się wtedy, gdy kończył się jego wyrok. - W połowie drogi musiałem wrócić na jedną noc za kraty. Załatwiłem formalności, przespałem się i na Jasną Górę wchodziłem już jako człowiek wolny - mówi.
Więźniowie mogą starać się o pierwsze przepustki po odsiedzeniu jednej czwartej wyroku. Przy recydywie bywa trudniej. Ten czas powinni spędzić z rodziną, bo to najlepsza resocjalizacja. Ale niektórzy wybierają się na pielgrzymkę z niepełnosprawnymi. I nie żałują. W tym roku jeden z więźniów będzie szedł z kościoła św. Józefa na Kole razem z żoną i swoim dzieckiem. Z pewnością nie zmarnuje czasu.
- Jak udało się przekonać służby więzienne, żeby wypuściły skazanych na pielgrzymkę?
- To już sprawa ks. Jana Sikorskiego - mówi M. Łagodziński.
- To był jego czy pana pomysł?
- Pana Boga, który w tym samym czasie podsunął go naczelnemu kapelanowi więziennictwa i mnie - mówi prezes Fundacji "Sławek".