– Dzień dobry, czy wszyscy żyją...? – to pierwsze słowa, jakimi Alfred Paplak wita w pustostanach, ziemiankach czy zaroślach swoich podopiecznych. Dla niektórych jest dowodem na istnienie... Matki Bożej.
Marina przyjechała do Polski szukać lepszego życia. Nie tak sobie je wyobrażała, ale wrócić na Białoruś nie zamierzała. Przez kilkanaście lat marzyła o pracy, domu i rodzinie. Praca była, ale dorywcza. Dachu nad głową nie miała, więc jak myśleć o ślubie? W wietnamskim barze przy Dworcu Zachodnim poznała Bogdana. Bezdomnego bez perspektyw. Z problemem alkoholowym i groszami, które zarabiał na wskazywaniu wolnych miejsc i „pilnowaniu” samochodów na parkingu. Zamieszkali w namiocie w pobliżu dworca. Musiał im służyć za dom także w zimie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.