Do Jezusa doprowadził go szef nowojorskiego gangu. O tym, jak Bóg prostował to, co zaplątane i leczył to, co chore opowiadał w warszawsko-praskiej katedrze ks. Rene-Luc.
Z dawnego życia pozostały tylko miłość do sportu i motocykli. Ale tego, że inne rzeczy przeminęły, francuski kapłan ks. René-Luc nie żałuje.
Była w nim bieda, porzucenia, przemoc, była miłość bez miłości i istnienie bez Boga. Był też cud, że jego młoda matka nie uległa namowom i wbrew całemu światu postanowiła go jednak urodzić. Dzięki tej decyzji może teraz jeździć po świecie i opowiadać niezwykłą historię swojego nawrócenie. Tego, że Bóg nikogo nie przekreśla, cierpliwie czeka na najmniejszy odruch serca, "puka" w nie różnymi wydarzeniami i okazjami, aż się do Niego zwróci.
15 października ks. René-Luc opowiadał swoje świadectwo w bazylice katedralnej św. Michała Archanioła i św. Floriana na Pradze. Urodził się na południu Francji. On, jego dwie siostry i dwaj bracia mają trzech ojców.
- Rozszerzone, patchworkowe rodziny to we Francji zjawisko już prawie powszechne - mówił kapłan. Kiedy po urodzeniu dwóch braci, małżeństwo jego matki się rozpadło, od razu weszła w kolejny związek. Urodził się Lulu (ks. René-Luc), a potem jeszcze dwie dziewczynki. Ten związek również nie przetrwał.
- Znałem tylko nazwisko mojego ojca i zawód, jaki wykonywał. Nigdy nie uznał mnie ani sióstr za swoje dzieci. To było dla nas bardzo bolesne - wspominał kapłan.
Kolejny mężczyzna, jaki pojawił się w życiu matki, na początku wydawał się bardzo ciepły i ojcowski. Wkrótce okazało się, że jest gwałtowny, krzyczy, potrafi uderzyć i nie tylko. Kapłan do dzisiaj pamięta ten strach, gdy wiózł do szpitala matkę ranioną nożem w brzuch. Ojczym trzymał w szafce pistolet i był poszukiwany przez policję. Dwaj starci bracia nie wytrzymali tego napięcia i wyprowadzili się do swojego biologicznego ojca.
- W wieku 13 lat stałem się głową rodziny, opiekunem matki i sióstr, ich obrońcą przed przemocą ojczyma - mówił gość z Francji. - Ojczym siedział w więzieniu, a gdy wyszedł było jeszcze gorzej. W końcu mama schroniła się w szpitalu, a ja z siostrami znaleźliśmy się w sierocińcu. Ojczym przed naszym domem popełnił samobójstwo.
A potem nastał czas burzliwego dorastania. René-Luc uciekał z domu, imprezował z kolegami i coraz bardziej zbliżał się do świata przestępczego. Przerażona matka robiła mu wymówki. - Nienawidziłem ojczyma, bo śmiał podnieść rękę na matkę, ale któregoś dnia ja sam tak się wobec niej zachowałem, krzycząc żeby zostawiła mnie w spokoju - wyznał kapłan.
I wtedy trafił na wykład protestanckiego pastora, który przed nawróceniem był szefem nowojorskiego gangu. W jego świadectwie odnalazł własne przeżycia.