Do Jezusa doprowadził go szef nowojorskiego gangu. O tym, jak Bóg prostował to, co zaplątane i leczył to, co chore opowiadał w warszawsko-praskiej katedrze ks. Rene-Luc.
- Podczas modlitwy coś działo się w moim sercu, zacząłem płakać. Zrozumiałem, że Jezus nie jest postacią z zamierzchłych czasów, że potrafi skruszyć kajdany, naprawić to, co zostało zepsute, przebacza grzesznikowi. Chciałem poznać Jezusa - wspomina początki procesu swojego nawrócenia.
W czerwcu 1980 r. pojechał z pielgrzymką do Lourdes i przy tamtejszej grocie całkowicie powierzył swoje życie Bogu. Po latach okazało się, że w tym czasie, przy tej samej grocie klęczał człowiek, modląc się o odnalezienie syna.
Kilka lat później ten mężczyzna, z pochodzenia Niemiec, dawny żołnierz Legii Cudzoziemskiej, zadzwonił do ks. René-Luca, przedstawiając się jako jego biologiczny ojciec. Okazało się, że matka miała krótki romans, którego owocem był właśnie Lulu.
Była młoda, miała już dwóch synów, właśnie rozstała się z ich ojcem, a rodzina nie zaakceptowała kolejnej ciąży, w dodatku z obcokrajowcem, pijakiem, który zdążył już zniknąć.
- Byłem dzieckiem, którego miało nie być. Dziadkowie mówili: "To dziecko będzie całe życie nieszczęśliwe". A czy my wiemy, co wyrośnie z maleństwa noszonego pod sercem kobiety: może artysta, muzyk, a może ksiądz? - pytał retorycznie.
Szansę na urodzenie otrzymał dzięki wsparciu pewnej kobiety, która przyjęła pod swój dach zagubioną, ciężarną matkę z dwójką dzieci. Zaopiekowała się nią, dała wsparcie także po porodzie.
- Wtedy w Lourdes podpisałem Bogu czystą kartkę i zgodziłem się, żeby to On wypełnił ją treścią. Pozwoliłem, by wyleczył rany mojego życia. Teraz w każdej sytuacji mówię: "Jezu ufam Tobie" - mówił ks. René-Luc w warszawsko-praskiej katedrze.
Jest kapłanem od 27 lat. Prowadzi szkołę ewangelizacji i jest duszpasterzem młodych w parafii, w której kiedyś wysłuchał wykładu nawróconego, byłego szefa gangu.