Biskup Michał Janocha modlił się za zmarłych na Starych Powązkach. - Idziemy ze świętymi ku niebu i Nowej Jerozolimie - mówił.
Biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej poprowadził procesję w uroczystość Wszystkich Świętych po największej nekropolii Warszawy.
- Idziemy wśród dwóch milionów prochów naszych przodków z dyskretnym towarzyszeniem świętych. Jednak cmentarz nie jest końcem naszej drogi. Jest nim niebo, Nowa Jerozolima, której symbolem jest ta świątynia - mówił bp Janocha w kościele św. Karola Boromeusza na Powązkach.
W homilii zwrócił uwagę, że w polskiej tradycji uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny łączą się ze sobą, podobnie jak Kościół łączy ludzi grzesznych i upadających z tymi, którzy wyprzedzili nas w drodze do domu Ojca, w tym świętymi, którzy już oglądają oblicze Boga.
- Dzisiejsze święto pokazuje nam, do jakich wyżyn jesteśmy powołani. Gdy spojrzymy na historię świętych, znajdziemy wśród nich ludzi wszystkich stanów: proroków, królów, apostołów, misjonarzy, dzieci i starców, małżeństwa i ludzi świeckich, siostry zakonne i zakonników, diakonów, kapłanów, biskupów i papieży. Byli wśród nich ludzie sławni i tacy, o których wiedzieli nieliczni. Byli biedni i bogaci, ludzie, którym zazdrościli inni, i ludzie chorzy, zmagający się z cierpieniem przez całe życie. Co ich łączy? Łączą ich wiara i miłość oraz dzisiejsza Ewangelia, która jest paradoksem - mówił bp Janocha, odwołując się do ośmiu błogosławieństw. - Bez tej Ewangelii nie zrozumiemy nauczania Jezusa. W niej jest wszystko to, co wszelkie systemy filozoficzne wyrzucają poza burtę. Jezus zbiera tych cichych, smutnych, łaknących sprawiedliwości... Wśród tych błogosławieństw jest mnóstwo tego, czego człowiek się boi. Każdy chce być raczej zdrowy niż chory, raczej radujący się niż płaczący. A Jezus stawia w centrum to, co jest śmieciem dla świata. To nie jest po ludzku do ogarnięcia - mówił biskup, podkreślając, że każdy z nas jest powołany do świętości.
Biskup Janocha podkreślił, że Kościół znajduje się dziś w ogniu krytyki. - Im bliżej będziemy ołtarza i Pana Boga, tym Kościół będzie jednak piękniejszy. On nie rodzi się z krytyki. Bicie kijem w ciemność nie sprawi, że Kościół się zmieni. On zmieni się przez naszą świętość, nasze ufne przylgnięcie do Boga. Kiedy przez nas, jak przez kościelny witraż, zacznie przeświecać Jego światłość - dodał.