16-letni Michał Miszkowski ma zespół Downa. I nieprzeciętny sportowy talent. Właśnie wybiera się na światowe igrzyska Trisome Games.
Niepełnosprawności Michała nic nie zapowiadało. Po trzech zdrowych córkach, miał urodzić się pierwszy syn.
Pierwszy sygnał, że "coś jest nie tak” przyszedł podczas modlitwy wstawienniczej, o którą swoją wspólnotę poprosili małżonkowie.
- Usłyszeliśmy, że Bóg leczy zmiany w narządach wewnętrznych naszego dziecka. Zdziwiliśmy się bardzo, nie wiedzieliśmy, jak mamy rozumieć te słowa - mówią rodzice.
W tym czasie pan Marek miał też silne przekonanie, że powinien zrezygnować z ważnej funkcji we wspólnocie, by móc więcej czasu poświęcić dla domu. Zaraz po porodzie okazało się dlaczego… Charakterystyczne cechy wskazywały na zespół Downa. Marta Miszkowska siedziała na szpitalnym łóżku i płakała. I gotowa była jeszcze długo użalać się nad sobą, gdyby nie zaskakujące wydarzenie. Do szpitalnej sali wszedł kapłan z Najświętszym Sakramentem i zapytał, czy chce przyjąć Pana Jezusa.
- Łzy wyschły mi od razu. Po przyjęciu Komunii św. dostałam dar bezwarunkowej miłości mojego niepełnosprawnego syna i siłę, by o niego walczyć - wspomina. I dodaje: Gdyby nie Boża interwencja, trauma trwałaby z pewnością znacznie dłużej.
Pan Marek w żałobie był rok. Długo nie mógł pogodzić się z rodzicielską „porażką”. Życie z ułomnym dzieckiem wymuszało jednak zaangażowanie - wizyty lekarskie, rehabilitacja, specjalna szkoła. Na szczęście Michał miał także "naturalnych” rehabilitantów - starsze rodzeństwo, które przez zabawę i naukę stymulowało niepełnosprawnego brata do rozwoju. I wierzących rodziców.
- Wiele łask dla naszego syna udało nam się wyprosić. Niedługo po modlitwie w sanktuarium św. Antoniego w Padwie, przed relikwią aparatu głosowego świętego, Michał zaczął mówić. Nie ma także żadnych poważniejszych chorób, jakie potrafią mieć dzieci z tym schorzeniem - cieszy się mama.
W tym trudnym doświadczeniu z biegiem czasu zaczął wyłaniać się Boży plan. - Trzeba było dużo cierpliwości, spokoju i zaufania, bo jak się ciągle mąci wodę, to nigdy nie zobaczy się tego, co jest na dnie - mówi z powagą pan Marek.
Już w pierwszych latach życia okazało się, że Michał był wyjątkowo, jak na dziecko z Zespołem Downa, sprawny ruchowo, giętki i… odważny. - Chciał robić to samo, co inne dzieci. Więc pomagaliśmy mu we wchodzeniu na drabinki, graliśmy z nim w koszykówkę i jeździliśmy na hulajnodze. Z czasem odkryliśmy, że jego sprawność fizyczna to ewangeliczny talent, który dał mu Bóg ! - mówią rodzice.
Michał zaczął rozwijać się sportowo. Pomagała mu w tym smukła jak na Zespół Downa budowa ciała i ponadprzeciętna wytrwałość. - Sport to jego pasja - mówi z dumą tata.
Nastolatek od razu podchwytuje temat. Na środku pokoju w mgnieniu oka robi szpagat. Za chwilę na stole w jadalni ląduje pudełko z medalami… za udział we wszystkich chyba możliwych dyscyplinach: skoku w dal, w zawodach pływackich, turnieju hokeja, boccia, biegach i tenisie stołowym.
Z ostatniego dyplomu Michał jest najbardziej dumny: to pierwsze miejsce w kategorii Open zdobyte na IV Turnieju Judo o Puchar Burmistrza Dzielnicy Bemowo. - Talent naszego syna został zauważony przez szefa Stowarzyszenia ParaSportowi, organizacji, która przygotowuje osoby z niepełnosprawnością intelektualną do udziału w profesjonalnych zawodach sportowych także na szczeblu europejskim i światowym - wyjaśnia tata.
Na przełomie marca i kwietnia 2020 r. Michał weźmie udział w Trisome Games - Światowych Igrzyskach dla osób z Zespołem Downa, które odbędą się w Turcji. - To jest moje ojcowskie zadanie, pomóc Michałowi stać się judoką - mówi. I nie ukrywa nadziei na to, że to właśnie kariera sportowa może stać się w przyszłości „zawodem”, które nada tożsamość jego dziecku i być może stanie się sposobem na utrzymanie się.
Pan Marek nie szczędzi więc zaangażowania, by pasja syna mogła się rozwijać. Kilka razy w tygodniu wozi go na treningi, motywuje. Na portalu pomagam.pl/mistrzostwamichala >> organizuje zbiórkę funduszy, by pokryć koszt udziału Michała na światowych zawodach. - Mamy już zebraną połowę sumy. Potrzeba jeszcze około 5 tys. złotych - szacuje pan Marek.
I wierzy, że z Bożą pomocą przyszłości będzie kibicował swojemu synowi na paraolimpiadzie.