Cele miały po kilka metrów. Zalewano je zimną wodą, przetrzymywano więźniów po kilka dni w ciemności, katowano dniem i nocą. IPN udostępnił pomieszczenia aresztu śledczego na Pradze.
Wejść można tu jedynie w małych grupach. Gdy zamykają się drewniane piwniczne drzwi celi czuć strach. Ale ci, którzy spędzili tu choćby kilka dni tuż po II wojnie światowej przeszli przez doświadczenie męczeństwa. Paznokciami wydrapywali na ścianach modlitwy, nazwiska i dni spędzone w lochach budynku przy ul. Strzeleckiej 8.
"Śmierć naszym wybawieniem" widać do dziś na czterech cegłach jednej z piwnic, w których Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie przesłuchiwał tych, których uznał za wrogów systemu: żołnierzy 1920 r., posłów II Rzeczpospolitej, działaczy podziemia niepodległościowego.
Mieszkania na pierwszym, drugim i trzecim piętrze od strony ul. Strzeleckiej zamieniono na pokoje przesłuchań. 25 piwnic użytkowanych do tej pory jako domowe spiżarnie przerobiono na areszt. Dwie skrytki pod schodami (pozbawione wentylacji, światła i okien) zamieniono z kolei na karcery. W związku z bardzo dużą liczbą zatrzymanych także mieszkania na parterze wykorzystywano jako cele. W latach 1945-1948 przeszło przez nie wiele tysięcy aresztowanych. Podwórko i sama kamienica musiały drżeć od krzyków i jęków przesłuchiwanych.
Wśród zachowanych świadectw są opisy nieludzkich tortur, jakim byli poddawani osadzeni. Wąskie cele (jeden z nich wspominał, że miały rozmiary grobu), kiedyś z gliniastym podłożem i drobinami dawno rzuconej tu słomy, stawały się dla nich na wiele dni i nocy łożem boleści. Przyprowadzani po przesłuchaniach osadzeni nie mieli siły, by stać na nogach. Krew tryskała z każdego fragmentu ciała. Niektórzy tracili zmysły, bo przez wiele dni i nocy byli bici i przetrzymywani w ciemnościach, albo przy nikłej poświacie czerwonej żarówki. Przy tym areszcie więzienia niemieckie wydawały się luksusowe - przekazał jeden ze świadków.
Przy ul. Strzeleckiej 8 IPN prezentuje skalę komunistycznych represji na specjalnie przygotowanej przez warszawski oddział IPN stałej ekspozycji „Czerwona mapa Warszawy". Przypadkiem jeden z pracowników Instytutu Pamięci Narodowej, podczas otwarcia placówki, odnalazł na ścianie inskrypcję także swojego dziadka.