Na długo przed upowszechnieniem Koronki do Miłosierdzia Bożego, na Tarchominie zawisł dzwon z niecodzienną inskrypcją.
Dwadzieścia lat temu, 30 kwietnia odbyła się w Rzymie i Krakowie kanonizacja Faustyny Kowalskiej. Wizję tego wydarzenia, opisaną w światowym bestselerze – "Dzienniczku", miała przyszła święta jeszcze przed wojną. Ważnym jej elementem był wizerunek Chrystusa Miłosiernego w obecnie powszechnie rozpoznawanym ujęciu ikonograficznym. Trafił on również w sferę kampanologii (starołacińskie campana – "dzwonek" + greckie λόγος – "wiedza" – nauka o dzwonach, zajmuje się ich historią, przeznaczeniem, akustyką, rodzajami, sposobami wytwarzania i naprawy, zdobnictwem i inskrypcjami, wykorzystaniem dzwonów kościelnych i wieżowych jako instrumentów muzycznych). Na jeden z najwcześniejszych tego typu przypadków chcę zwrócić uwagę.
Tarchomin to stara wieś na praskim brzegu Wisły, w ostatnich latach zamieniona na ludne blokowisko warszawskiej dzielnicy Białołęka. Pierwsza wzmianka o tym miejscu pojawiła się w dokumencie rycerza Krystyna, w którym przekazywał go biskupowi Chrystianowi na cele misyjne. W XVI w. część Tarchomina należała do Gołyńskich, druga do rodu Wesslów, nie ma zatem pewności, kto wystawił tu kościół pod wezwaniem św. Jakuba, stojący do dziś. Świątynię zbudowano na niewielkim, sztucznie usypanym wzgórzu, aby zabezpieczyć ją przed wylewami Wisły. Budowla z cegły w stylu gotyku nadwiślańskiego zwrócona jest frontem na północ. Ma 25 metrów długości i 10 metrów szerokości. Konsekrował ją biskup płocki Piotr Dunin Wolski w 1583 r. W elewacji zachodniej widoczny jest zamurowany portal ceglany, tu bowiem pierwotnie było wejście.
Burzliwe dzieje kościoła i parafii miały swe odbicie w losach kolejnych dzwonów. Istniejące do dzisiaj zostały zamówione w roku 1955 przez pracujących w parafii księży ze Zgromadzenia Braci Dolorystów: Jana Sirotkiewicza i Romana Woźniczkę. Stan finansowy zakonników i parafian nie pozwalał im przez dziesięć powojennych lat na zakupienie nowych instrumentów mających zastąpić zrabowane przez Niemców w roku 1941. Dlatego zapewne zdecydowali się na zamówienie, prawdopodobnie w łódzkiej odlewni Ludwika Mojżyszka „Metalut”, dużo tańszych od brązowych, staliwnych dzwonów.
W inskrypcji, umieszczonej na tablicy wmurowanej w dzwonnicę podczas konsekracji instrumentów, wskazano cel przedsięwzięcia: ""Omnia pro Christo. Omnia per Mariam. Dzwony o imionach: Miłosierdzie Boże 651 kg, św. Jakub 392 kg, św. Jan 43 kg. Ufundowano staraniem parafian i zakonników ze Zgromadzenia Braci Dolorystów, za duszpasterstwa księży: Jana Sirotkiewicza i Romana Woźniczki. Konsekrowano 16.X.1955 przez J.E. księdza biskupa dra Wacława Majewskiego. Niech głos dzwonów budzi duchy ospałe". Dzwony nie mają powabu plastycznego, nie mają też czystego dźwięku, a jednak jeden z nich zasługuje na szczególną uwagę. Kiedy na tarchomińskiej plebanii rozmyślano nad imionami i wystrojem dzwonów, w centrum stolicy kończono budowę „małego, ale gustownego” (jak miała rzec Julianna królowa Holandii) prezentu od Józefa Stalina.
Dla największego instrumentu wybór księży padł na dynamicznie, oddolnie rozwijający się ruch modlitewny związany z mało znaną siostrą zakonną. Miał nosić imię Miłosierdzie Boże, zawierać plakietę z wizerunkiem Chrystusa Błogosławiącego i znane z odmawianej Koronki wezwanie. Prawdopodobnie ze względu na nieskanonizowaną wówczas jego formę księża użyli liczby mnogiej: „JEZU UFAMY TOBIE”.
Głoszone przez Faustynę Kowalską wezwanie do nawrócenia rozszerzało się dynamicznie między innymi dzięki żołnierzom i taborom Armii Andersa oraz pracy duszpasterskiej wśród Polonii, ale nie było zaakceptowane przez hierarchę kościelną. Kilka lat później watykańskie Święte Oficjum wydało nawet dekret o zakazie nowej formy kultu. Z czasem zostały usunięte wątpliwości co do propagowanego orędzia, które wyszło z Łodzi, Płocka, Wilna i Łagiewnik.
Wypełniono wszystkie zalecenia przekazywane przez Faustynę, którą w roku milenijnym ogłoszono świętą Kościoła rzymskokatolickiego. Dużo wcześniej słynny pałac w centrum stolicy stracił imię swego fundatora i większość przeznaczonych mu funkcji. Przez dziesięciolecia Dzwon „ospałym duszom” tarchominian dawał nadzieję.