W 76. rocznicę ataku powstańców na Dworzec Gdański złożono hołd żołnierzom Grupy "Kampinos".
Uroczystości rozpoczęły się Mszą św. w sanktuarium ks. Jerzego Popiełuszki. - Modlimy się za żołnierzy, którzy oddali życie w natarciu na Dworzec Gdański. W jednym z najkrwawszych ataków Powstania Warszawskiego w ciągu dwóch nocy 21 i 22 sierpnia poległo ok. 500 osób, głównie z Grupy "Kampinos", które ruszyły z odsieczą walczącej stolicy. Polecamy miłosiernemu Bogu ofiarę ich życia - mówił ks. Michał Kotowski, wikariusz parafii św. Stanisława Kostki.
Po Mszy św. uroczystości z udziałem asysty honorowej pułku reprezentacyjnego Wojska Polskiego odbyły się przy pomniku upamiętniającym walki toczone o Dworzec Gdański u zbiegu ulic Mickiewicza i gen. Zajączka. Przybyłych powitała zastępca burmistrza dzielnicy Żoliborz Agata Marciniak-Różak.
Odegrano Mazurka Dąbrowskiego, poległych uczczono minutą ciszy, po czym głos zabrał Marcin Biegas, prezes Zarządu Środowiska Grupy "Kampinos" AK, współorganizator obchodów. Przypomniał, że oddział Grupy "Kampinos" był jedyną dużą jednostką walczącą w Powstaniu Warszawskim poza granicami Warszawy. - Był jeden wyjątek. Powstańcze dowództwo zdecydowało skierować "leśnych" do przełamania niemieckiej bariery oddzielającej Stare Miasto od Żoliborza. Poległo wtedy ok. 500 powstańców. Czy to dużo? To bardzo dużo, zważywszy na fakt, że w jednej potyczce powstańczej ginęło kilkunastu, czasami kilkudziesięciu Polaków. Atak na Dworzec Gdański to nie była bitwa, to była masakra - mówił. Przypomniał, że po pierwszym nocnym natarciu 21 sierpnia Niemcy spodziewali się drugiego i dlatego 22 sierpnia powitali powstańców lawiną ognia. - Przedpole było pokryte zabitymi. Niektórzy z powstańców przekroczyli tory. Strzelano do sanitariuszek zbierających rannych. Nikt nie chce umierać. Ci, co polegli, wykonywali zadanie, działali w poczuciu obowiązku, by pomóc Starówce - mówił M. Biegas.
Po tym przemówieniu odegrano marsza będącego jednocześnie nieoficjalnym hymnem Grupy "Kampinos". Odczytano też okolicznościowe przesłanie strzelca Janusza Prażmo ps. Krzysztof ze "Żniwiarza", który - ze względu na lata i stan zdrowia - nie przybył na uroczystość. Napisał on w liście, że jego oddział w pozycji wyjściowej przy ul. gen Zajączka, między Mickiewicza a Felińskiego, miał za zadanie odwrócić uwagę Niemców w czasie ataku "leśnych". Przypomniał też, że poległo wtedy 10 powstańców z jego kompanii w wieku od 13 do 52 lat, w tym najmłodszy żołnierz i najstarszy żołnierz tego natarcia, a rany odniosło kilkanaście osób, z których nie wszystkich udało się zebrać z pola walki.
Po tym wystąpieniu odegrano piosenkę 9. kampanii "Żniwiarza" - "Na wojenkę poszli chłopcy".
Uroczystość zakończyła się złożeniem kwiatów i zapaleniem znicza pamięci przy pomniku. Wzięli w niej udział kombatanci, powstańcy warszawscy, członkowie Stowarzyszenia Pamięci Powstańczych Oddziałów Specjalnych "Jerzyki" i mieszkańcy Żoliborza. - Mój tata Wacław Giel był zwiadowcą w Grupie "Kampinos". Doskonale znał teren, bo w Kampinosie mieliśmy 16 hektarów ziemi. Tata rejestrował niemieckie wywózki w Palmirach. Przeżył wojnę i powstanie. Przez 5 lat był nadleśniczym w Laskach. Znał ks. Wyszyńskiego i ks. Korniłowicza, którzy posługiwali w zakładzie dla ociemniałych. Także ja poznałam matkę Czacką. Ja nie walczyłam w powstaniu, bo miałam wtedy 11 lat - wspominała po uroczystości Maria Danuta Giel.
Środowisko Grupy "Kampinos" AK zaprosiło po uroczystości na obchody rocznicowe skutecznego ataku oddziału Adolfa Pilcha na stacjonujący we wsi Truskaw batalion znienawidzonej formacji SS-RONA. Odbędą się one 6 września o 9.30 w Truskawiu.