Stowarzyszenie Misji Afrykańskich każdego 25. dnia miesiąca zaprasza do modlitwy za wstawiennictwem swojego założyciela, bp. Melchiora de Marion-Brésillaca. Już tylko cud uproszony za jego pośrednictwem jest potrzebny do beatyfikacji.
W dzisiejszym Sierra Leone lato 1859 r. było bardzo trudne. Nie padał deszcz, ze wschodu powiewał wiatr i panował duszący upał. Od dwóch miesięcy wśród Afrykańczyków szalała ospa, a wśród białych – żółta febra. Kapitanowi statku, który dopłynął z Europy do zachodniego wybrzeża Czarnego Lądu polecono, by nikogo nie wypuszczał na brzeg. Bp Melchior de Marion-Brésillac chciał dołączyć do współbraci. Zszedł na ląd. Rzeczywistość okazała się brutalna. Wszyscy misjonarze zachorowali na żółtą febrę. Po 42 dniach zmarł też de Brésillac. W 1992r. rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny, a w tym roku papież Franciszek ogłosił dekret o heroiczności jego cnót.
Misyjną duchowość bp. de Brésillaca można zawrzeć w 4 punktach: być misjonarzem z głębi serca, niczego nie zaniedbywać, aby dzieło Boże oraz Jego królestwo mogły wzrastać już na ziemi, każdą okazję przeznaczyć na głoszenia Słowa Bożego oraz wykorzystać wszystkie środki i osobiste umiejętności do kształcenia kleru lokalnego.
- Pod wieloma względami nasz założyciel wyprzedzał epokę, w której żył. Większość misjonarzy w tamtym czasie, to byli biali, a on stawiał na formacje kapłanów z terenów, gdzie głoszono Dobrą Nowinę. Na misjach zdecydowanie nie tolerował miejscowych zwyczajów, które kłóciły się z chrześcijaństwem. Głosił, że każdy człowiek jest równy, potępiając przy tym system kastowy w Indiach, gdzie posługiwał przez 12 lat – mówi ks. Grzegorz Kucharski, prowincjał SMA.
Bp Melchior de Marion-Brésillac urodził się w 1813 r. na południu Francji. Pochodził z wielodzietnej rodziny arystokratycznej, której wszelkie dobra zostały zabrane po rewolucji. Był radosnym dzieckiem, rodzeństwu robił psikusy, ale też urządzał zabawy w „kościół”. Został biskupem w wieku 31 lat. Zmarł 25 czerwca 1859 roku opatrzony sakramentami w wieku 46 lat wypowiedziawszy słowa: „wiara, nadzieja” i nie kończąc „miłość”. Był człowiekiem czynu. Nie pracował zza biurka, tylko w terenie. - Mógł prowadzić wygodne życie we Francji, a szukał najcięższych misji, choć był w pełni świadomy aspektu męczeństwa misjonarzy. Tworzył coś z niczego. Szukał nowych powołań, kiedy jeszcze nie był biskupem, nie istniało zgromadzenie, nie miał nawet dla niego domu. Był człowiekiem kontemplacji modlitewnej, działania i ośmiu błogosławieństw. Nie wybierał łatwej drogi. Poszedł na całość jak Abraham - mówi ks. dr Wacław Dominik SMA.
W czasach bp Melchiora śmierć była elementem powołania misyjnego. Panowało przekonanie, że jeśli ktoś jedzie na misje, to pewnie nie wróci, bo albo zatonie statek, albo zabiją go choroby lub miejscowa ludność. W Europie wierzono też, że ludzie bez chrztu nie zostaną zbawieni. Misjonarze, wybierając się w nieznane, byli głęboko przekonani, że tak ocalą dusze Afrykańczyków. – W naszym założycielu fascynuje mnie jego zachłyśniecie się misjami. Był przeświadczony, że trzeba dać Chrystusa innym ludziom, bo z Nim życie nabiera pełni barw. Bóg był w centrum jego działania. Nie polegał na ludzkich możliwościach ani talentach - mówi ks. dr Wacław Dominik SMA. I zaraz dodaje – Przesłanie bp. de Brésillaca jest aktualne do dziś. Zachęcał on, by żyć pełnią tu i teraz, w całości oddając się Bogu i nie patrząc na konsekwencje w ludzkim pojmowaniu sprawy. Nasz założyciel może być wzorem głoszenia Ewangelii w sposób najpiękniejszy, tak aby każdy mógł ją poznać. Jego życie wypełniało to, o czym dużo później pisał św. Jan Paweł II, że znajomość Ewangelii powinna być prawem każdego człowieka.