Zmarła siostra Łucja Aniela Wojdyno, loretanka. W młodości była sanitariuszką Powstania Warszawskiego, pseudonim Aldona. - Doświadczałam przedziwnej opieki Matki Bożej - wspominała czas wojny.
Siostra Łucja urodziła się 6 grudnia 1925 roku w Nadliwiu, pow. Radzymin. Miała 19 lat, gdy została sanitariuszką w Zgrupowaniu Pułku „Baszta”. Powstańcy z Pułku brali udział w ciężkich i krwawych walkach na warszawskim Mokotowie. Po powrocie z bojowego szlaku w rodzinne strony w 1946 r. wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Loretańskiej, gdzie była m.in. pielęgniarką i katechetką. W 1993 r. została odznaczona Warszawskim Krzyżem Powstańczym i mianowana na stopień porucznika Wojska Polskiego.
W czasie powstania była pewna, że Matka Najświętsza opiekuje się nią. Jej wspomnienie zamieszczone zostało na stronie sanktuarium w Loretto.
- Ciągle doświadczałam przedziwnej opieki Matki Bożej, tak jak w latach dzieciństwa i młodości - mówiła, gorąco dziękując Matce Najświętszej za ocalenie życia w kanale i po wyjściu z niego. - Nasza komendantka wyznaczyła nas sześć do przejścia kanałem do Śródmieścia. Wchodziliśmy dużą grupą do włazu przy ul. Szustra, róg Bałuckiego z dnia 26 na 27 września w nocy o godz. 3. Razem z nami wchodził także ranny na Czeczota „Bożydar”, wchodziło dużo osób. W kanale – najpierw breja do kostek, w miarę dalszej drogi stawała się coraz głębsza. Kanały wpadały do burzowców. Niemcy rzucali granaty, robili przeszkody, używali gazu. Straciłam przytomność, najpierw ktoś mnie ratował, słyszałam cichy szept: „To dla Polski”. Detonacje rozpierzchły innych, a może już zginęli. Topiłam się i tak jak inni miałam, w tym burzowcu, w tej głębi, utonąć. Jednak na moment odzyskałam przytomność – chwyciłam medalik w rękę i wypowiedziałam ostatnią prośbę: „Matko, Maryjo, Jezu…” Natychmiast przestałam się topić. Jakąś nadprzyrodzoną, ostatnią siłą, zrywem do życia, przepłynęłam tę głębię i znalazłam się w bocznym kanale. Jestem głęboko przekonana, że to Matka Najświętsza podała mi swoja matczyną dłoń i dopomogła mi przebyć tę ogromną głębię. Nie miałam sił, aby iść dalej, co chwila upadałam. Woda w bocznym kanale była płytsza. Przejścia do Śródmieścia już nie było. Doszliśmy już jako mała grupa powstańców. Chcieliśmy otworzyć właz, ale nie mogliśmy. Długo się błąkaliśmy zmęczeni do ostatka tą beznadziejną wędrówką. Ciągle upadałam z braku sił, pozostawałam na końcu, szlam ostatnia. Ktoś histerycznie krzyczał, ludzie padali w brei. Ci, co odchodzili, ciągle się wracali do tego miejsca. Ktoś zaoferował się wyprowadzić nas z tego kanału drugim, bocznym wyjściem w Aleje Niepodległości. Kiedy już byliśmy blisko wyjścia wtedy – snop światła i ogłuszający huk. Niemcy wycelowali pocisk właśnie w ten kanał. Ci, co szli pierwsi, wszyscy zginęli, słyszałam ich ostatnie jęki. Ci, którzy jeszcze mogli, wypowiedzieli: „Jezus, Maryja” - wspominała.