Zmarła siostra Łucja Aniela Wojdyno, loretanka. W młodości była sanitariuszką Powstania Warszawskiego, pseudonim Aldona. - Doświadczałam przedziwnej opieki Matki Bożej - wspominała czas wojny.
Zmarła w nocy, 10 listopada 2020 r., w przeddzień Święta Niepodległości. Z 95 lat życia, 74 przeżyła w powołaniu zakonnym w Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Loretańskiej. Kapitan Aniela Wojdyna (s. Maria Łucja) odeszła na wieczną wartę, w czułe objęcia Matki Bożej, której opiece zawdzięczała przeżycie Powstania Warszawskiego.
- 2 sierpnia 1944 roku zgłosiłam się do „Baszty” na Mokotowie. Przysięgę składaliśmy w kaplicy sióstr elżbietanek przy ul. Goszczyńskiego - wspominała. Słowa przysięgi wryły się głęboko w serce: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, przysięgam być wierny Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru, o wyzwolenie z niewoli walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary mego życia. Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, Naczelnemu Wodzowi i wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszna, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało. Tak mi dopomóż Bóg!”.
- Słowa tej przysięgi wyrzekłam wraz z innymi, gdy zgłosiłam się do AK, aby życie swoje ofiarować ojczyźnie. Przydzielono mnie do punktu sanitarnego. Naszą komendantką była „Pogoda” (J. Lipińska). Należeliśmy do Kompanii O-1 „Bożydara” (D. Dąbrowskiego). Stacjonowaliśmy przy ul. Krasickiego, potem w „Alkazarze” przy al. Niepodległości. To były fortece Mokotowa. Tyle było tam rannych, zabitych. W ostatnich dniach września przechodziliśmy na ul. Czeczota, potem na ul. Odyńca, a następnie do Parku Dreszera i następnych ulic. Miasto płonęło, wszystko zniszczone... Pamiętam w „Alkazarze” została odprawiona Msza św. Wzbudziliśmy wtedy akt żalu. Odmówiliśmy „Confiteor”. Następnie udzielono nam Komunii Świętej i absolucji na wypadek śmierci. Potem jeden z ojców karmelitów wręczył nam medaliki-szkaplerze. Dołączyłam go do swojego - wspominała.